wtorek, 27 sierpnia 2013

Rozdział 1

Co by było, gdyby nie ON? Zapewne moje życie nadal wyglądało by tak samo. Zaczynało się od nudnego śniadania, prysznica, szkoły, odrabiania zadań i kończyło na spaniu. Teraz było inaczej...
W sumie, gdyby nie on, to najprawdopodobniej bym już nie żyła. Czy mogę go zatem nazwać moim aniołem stróżem?
Czasem zastanawiam się co było lepsze... Moje stare życie, czy to ciągłe uciekanie, chowanie się i walczenie? Wszystko miało prosty początek, ale jak się skończy? Czy jeszcze kiedykolwiek zobaczę moich rodziców? Czy kiedykolwiek prześpię się w swoim starym łóżku, bez świadomości, że zaraz mogę być martwa?
- Nie becz, tylko chodź. Zaraz spóźnimy się na pociąg – usłyszałam warknięcie czarnowłosego chłopaka. Szarpnął mnie gwałtownie za ramię a ja nieprzygotowana na to prawie się wywróciłam. Zdecydowanie jestem niezdarna... Weszliśmy do pociągu i zajęliśmy miejsca na samym końcu. Byleby jak najdalej od ludzi... Co by było, gdyby mnie rozpoznali? Sama nie wiem... na pewno nie umknęłoby to temu, kto nas ścigał, dlatego moim obowiązkiem było noszenie spiętych włosów, schowanych pod czarnym kapturem bluzy i noszenie okularów przeciwsłonecznych. Nikt nie mógł się dowiedzieć...
Byliśmy sami w przedziale i jechaliśmy w ciszy. Nie lubiliśmy siebie, i gdyby nie obowiązek Zayna, zapewne zostawiłby mnie na pastwę losu... no ale co miał zrobić? Za to mu płacili moi rodzice. Za moją ochronę.
Głupio było mieć własnego ochroniarza, z którym praktycznie się nienawidzicie. Co jest w tym najśmieszniejszego? Zapewne to, że muszę na nim polegać i się go słuchać. On w przeciwieństwie do mnie jest doświadczony i dzięki niemu żyjemy już od kilkunastu dni.
Usłyszałam charakterystyczny dźwięk szarpnięcia i odsuwania drzwi. Zauważyłam że Zayn odruchowo popatrzył w górę, a jego ręka sięgnęła do tyłu, gdzie za paskiem schowany miał pistolet. Jego ruch był zdecydowanie gwałtowny i szybki, ale mógł nam uratować życie.
Spojrzałam na parę staruszków wchodzących do pomieszczenia i przyjaźnie się uśmiechających. Jak pomyślałam o mulacie siedzącym obok mnie i prawie wyciągającym spluwę na tych uroczych ludzi, to cicho zaśmiałam się pod nosem. „Co oni mogliby nam zrobić? Chyba najwyżej przywalić babciną torebką w głowę...” Odwróciłam się do Zayna i patrzyłam jak powoli się rozluźnia i chowa do połowy wyciągnięty pistolet spowrotem za pasek, jdnak nadal uważnie obserwował to co się dzieje dookoła był czujny i bardzo uważny w tym co robił. „Szkoda, że tak irytujący i wkurwiający...” 
Dojechaliśmy na miejsce i poprawiając swój strój, poszłam za chłopakiem przez długi korytarz. Wysiadłam z pociągu i zostałam momentalnie złapana za jego mocną dłoń i pociągnięta w tłum ludzi. Ledwo nadążałam za jego szybkim tempem, a on jeszcze przyśpieszał. Kiedy Zayn szedł szybkim tempem, ja praktycznie za nim biegłam.
Dotarliśmy do jakiegoś starego hotelu na obrzeżach miasta, w którym byliśmy zmuszeni przenocować kilka dni. Z wyglądu był zdecydowanie mało ciekawy, i bałam się co zastaniemy w środku. Weszliśmy po kilku schodkach na werandę i przeszliśmy przez otwarte i zastawione krzesłem drzwi. Chłopak momentalnie skierował się do recepcji (o ile można było ją tak nazwać) i poszedł załatwić nam pokój, podczas gdy ja z obrzydzeniem oglądałam wnętrze hotelu. Wszystkie ściany miały obdartą, starą tapetę, i widać było że dawno nikt nie robił tu remontu. Kolorystycznie przypominało to dzieło jakiegoś artysty-daltonisty, który nie potrafi dobrać koloru, lub gustuje w sraczkowatych brązach połączonych z jaskrawymi odcieniami żółtego.
- Chodź – usłyszałam chłodny głos mojego ochroniarza. Wzięłam swoją torbę i ruszyłam za chłopakiem wgłąb dużego korytarzu. Weszliśmy po schodach na drugie piętro i im szliśmy dalej, tym miałam większe przeczucie, że nie będzie łatwo zasnąć mi w tym miejscu. Jeśli nazwać przedsionek z recepcją czymś obrzydliwym, to nie mam pojęcia, jakim słowem można nazwać to co działo się dalej.
Chłopak odnalazł nasz pokój i otworzył drewniane drzwi kluczem. Na początku trochę siłował się w zamkiem, ale po chwili drzwi ustąpiły i Zayn otwierając je szeroko, gestem ręki zaprosił mnie do środka. „Taa... dżentelmen się znalazł...” prychnęłam w myślach i minęłam go, udając się do środka.
Tak jak się tego spodziewałam, wnętrze pokoju nie było lepsze niż cały hotel. Ta sama obskurna tapeta na ścianach i skrzypiące deski na podłodze. Dwa łóżka, szafa, i wyjście na balkon. Patrząc na stan budynku, chyba bałabym się postawić nogę na tym balkonie. Wizja tego co mogłoby się tam stać, zdecydowanie zniechęcała do wypróbowania konstrukcji.
Położyłam swoje manatki w szafie i walnęłam się na łóżko – "Cholera" – przeklnęłam w myślach czując powybijane sprężyny materaca, bezczelnie wbijające mi się w plecy. - My na serio musimy tu spać? – jęknęłam niezadowolona spoglądając na mulata.
- Wiem, że wielmożna księżniczka Veronica, została rozpieszczona luksusami, ale nic ci na to nie poradzę. Tu nie przyciągamy wzroku, tak jakbyśmy to robili w luksusowych apartamentach – powiedział drwiąco i wrócił do wcześniej wykonywanej czynności. „Boże, jak on mi działa na nerwy...” fuknęłam w myślach i błagałam o choć trochę samokontroli. Ściągnęłam z siebie przepocony podkoszulek i zaczęłam wyciągać z walizki jakąś bluzkę na ramiączkach. Fakt, że był środek lata, a w tym ‘hotelu’ jeżeli można go tak nazwać, nie było klimatyzacji jeszcze bardziej mnie dołował.
Czułam przeszywający wzrok chłopaka na swojej osobie. Odwróciłam się do niego i zobaczyłam jak jego ciemne oczy bacznie przyglądają się mojej osobie.
- Co ty nigdy kobiety na plaży nie widziałeś, że się tak gapisz? – warknęłam do niego i naciągnęłam na siebie ciemnozieloną bluzkę na cieniutkich ramiączkach.
- Widziałem, ale zdziwił mnie brak jakiegokolwiek skrępowania w twojej osobie... Nie myślałem, że będziesz... – zastanawiał się chwilę nad tym co powiedzieć, kiedy go wyręczyłam i przerwałam mu mówiąc:
- Przebierać? To chciałeś powiedzieć? – spytałam kąśliwie. – Sorry Zayn, ale skoro ci to przeszkadza, to po prostu się nie patrz, nikt ci nie każe. A ja nie jestem jakąś przewrażliwioną cnotką, której nikt z samej bieliźnie nie może zobaczyć... - prychnęłam pod nosem i przewróciłam oczami. Chłopak wyglądał na dość zdziwionego moimi słowami. Nie liczył chyba na coś takiego... Pewnie dotychczas spotykał same dziewczyny, które nie daj Boże, nie zakładały bluzek z dużym dekoltem, lub krótkich spodenek, żeby przypadkiem za dużo nie odsłonić i nosiły golfy. Ja akurat nie wstydziłam się swojego ciała i nie przeszkadzało mi przebieranie się przy innym mężczyźnie. Nie chciał, mógł nie patrzeć...
Usiadłam wygodnie na łóżku i rozpuściłam swoje długie, ciemnobrązowe loki. Rozczesałam je i położyłam się wygodnie na łóżku biorąc moją ulubioną książkę do ręki i czytając. Cóż... może i jestem rozwydrzoną i rozpieszczoną gówniarą, ale są rzeczy, które pomimo, że nie pasują do mojego "profilu", uwielbiam. Jedną z nich były książki. Kochałam czytać wszystkie, ale najbardziej te w których rozgrywała się jakaś wciągająca akcja, lub kryminały... czasem miewałam ochotę na romanse, ale rzadziej. Bardzo wciągnęła mnie ta powieść i nie zauważyłam nawet, kiedy przekroczyłam połowę zadrukowanych stron, a na zewnątrz zaczęło się ściemniać.
Moimi słabymi punktami, które ktoś mógł wykorzystać, było to, że bardzo kochałam moją rodzinę. Pomimo tego, że udawałam twardzielkę, na myśl o moich rodzicach zwykle miałam ochotę płakać. Oddałabym za nich wszystko. Kolejnym moim słabym punktem, było na pewno to, że często ufałam niewłaściwym ludziom, co potem odbijało się na moim życiu. Przez to, że byłam córką prezydenta i byłam niewątpliwie bogata, miałam dookoła siebie strasznie dużo fałszywych ludzi, którzy kiedy czegoś potrzebowali, momentalnie stawali się ‘przyjaciółmi’. Nienawidziłam tego, ale ze względu na mój charakter, często nieświadomie udało im się mnie oplątywać wokół palca i wykorzystywać w różnych celach. Jedyną osobą, której bezgranicznie ufałam, była moja najlepsza przyjaciółka Anne, z którą znałam się jeszcze sprzed tej całej ‘sławy’ mojego ojca, i mimo tego, że moje życie w pewnym momencie wywróciło się do góry nogami, ona nadal przy mnie była i mnie nie wykorzystywała. Zwierzałyśmy się sobie z dosłownie z wszystkiego, i ona jako jedyna, znała nie tylko moją stronę ‘Wiecznie Zbuntowanej Veroniki” ale znała również tą prawdziwą, wrażliwszą...
Popatrzyłam kontem oka na Zayna i zauważyłam, że drzemie. „W końcu uda mi się wyjść...” stwierdziłam i jak najciszej potrafiłam, wstałam z łóżka odkładając książkę na bok. Wzięłam komórkę, pieniądze i buty do ręki i na palcach przeszłam po pokoju. Starałam się bezszelestnie otworzyć drzwi, lecz te pod sam koniec wydały z siebie głośne skrzypnięcie. Skrzywiłam się i szybko odwróciłam w stronę śpiącego ochroniarza. Zamruczał coś pod nosem i przewrócił się na drugi bok. Odetchnęłam z ulgą i kontynuowałam wyjście. Zamknęłam za sobą drewnianą powłokę i naprędce włożyłam na nogi czarne trampki. Schowałam pieniądze i komórkę do kieszeni spodni i czym prędzej zbiegłam po drewnianych schodach na dół. Stopnie niemiłosiernie skrzypiały, ale miałam wielką nadzieję, że Zayn nie słyszy tego zza zamkniętych drzwi. Z wielką obawą, że jednak słyszał pobiegłam przed siebie, aż nie znalazłam się jakiś kawałek drogi od hotelu.
Chodziłam po mieście oglądając stragany i inne sklepy. Kupiłam sobie w jednym z nich kebaba i znajdując wolną ławkę na promenadzie zabrałam się za jedzenie. Oh, czy wspominałam już, że byliśmy nad morzem?
Nie miałam pojęcia, że byłam tak głodna, dopóki w moich ustach nie znalazł się kawałek kurczaka. Wtedy poczułam jak mojemu żołądkowi doskwiera pustka i głód. W nie więcej niż kilka minut, pochłonęłam całe jedzenie i w końcu poczułam się najedzona. Usiadłam po turecku na ławce, patrząc na słońce powoli zachodzące za horyzontem. Od strony morza wiał przyjemny wiatr, i pomimo tego, że ludzie hałasowali chodząc za mną po promenadzie, udało mi się na chwilę wyłączyć i wsłuchać się w szum fal, obijających się o skały. Samotność zawsze przysparza wspomnień. Uśmiechałam się do siebie sama, bo moje były idealne, choć z drugiej strony, czułam dziwną pustkę myśląc o tym co było. Wiedziałam, że moje życie zmieniało się diametralnie z dnia na dzień, ale miałam cichą nadzieję na szybki powrót i zderzenie się z tą samą codziennością.
Wstałam z mojego miejsca i poszłam promenadą dalej. Latarnie po prawej stronie były już zapalone, bo nie można było liczyć na słońce, które już prawie całe schowało się za taflą morza. Przechodziłam obok wielu stoisk i zatrzymałam się przy jednym. Zaczęłam przyglądać się biżuterii, powystawianej na granatowych aksamitnych gąbkach, kiedy poczułam mocny uścisk na ramieniu i gwałtowne pociągnięcie w tył. Zderzyłam się z kimś, i dopiero po chwili, zauważyłam, że tym kimś był Zayn. „Cholera!” - przeklnęłam w myślach i naburmuszyłam się momentalnie, wiedząc, że moja spokojna przechadzka właśnie się skończyła.
- Co ty wyprawiasz do cholery?! – syknął mi prosto w twarz. Był tak blisko, że nasze klatki piersiowa praktycznie się stykały, a jego ciepły oddech czułam na mojej twarzy – Do reszty ci odbiło, żeby wychodzić sobie „od tak” i łazić samej po mieście? Po to się kurwa ukrywamy i na każdym kroku uważamy?!
Szczerze, to dawno nie widziałam go tak wkurzonego. Jego oczy pociemniały i wyglądał niebezpiecznie. Gdyby nie to, że był moim ochroniarzem, prawdopodobnie zaczęłabym się bać, że zaraz zrobi mi coś złego, w ataku gniewu.
- Puść mnie – warknęłam wyrywając się z jego stalowego uścisku, który był lekko mówiąc, bardzo niedelikatny. „Będą siniaki jak nic...” wtrąciło moje drugie ja – Poszłam się przejść i coś zjeść, bo byłam głodna – skłamałam. Tak naprawdę nie to mnie tu zaciągnęło... to, że byłam głodna, odkryłam dopiero później, ale Zayn nie musi o tym wiedzieć.
- Trzeba było mi powiedzieć, a nie iść tu na własną rękę. Obiecałem twoim rodzicom, że będę cię chronił i włos ci nie spadnie z głowy – powiedział podniesionym tonem.
- To skoro teraz masz na mnie oko, to nic mi nie przeszkadza, żeby chodzić sobie po promenadzie. W końcu teraz mam tu swojego ochroniarza, który w razie wypadku mnie ochroni – powiedziałam kpiącym głosem, odwróciłam się na pięcie i poszłam przed siebie z wymalowanym triumfalnym uśmieszkiem na twarzy – Idziesz? – spytałam wrednie uśmiechnięta, patrząc na czarnowłosego chłopaka, który stał po środku promenady z zaciśniętą szczęką i pięściami.
„Ja już mu dopiekę...”

3 komentarze:

trololololo pisze...

Super <3
Nie moge sie doczekać nexta ;)
Pozdrawiam PauuuLka ;*

Anonimowy pisze...

Wspaniały Pisz następne!!!XXX

Unknown pisze...

Wspaniałe! Nie będę się rozpisywać bo poprostu muszę przeczytać kolejny rozdział.
Całusy! Xx.

Prześlij komentarz

Dziękuję za każdy komentarz z osobna! <3