Widząc kłęby dymu unoszące się nad domem,
szybko pobiegłem w jego kierunku. Miałem złe przeczucia, szczególnie, że
jak Veronica mogła wzniecić ogień nie mając drewna na opał? Co gorsza
dym nie unosił się kominem, lecz wychodził przez otwarte okno i uchylone
drzwi domu. Widziałem kogoś uciekającego na motorze, lecz widząc, że to
na pewno nie brunetka nie zawracałem sobie nim głowy. Miałem ją
chronić. Musiałem, bez względu na wszystko.
Dostałem
się do wnętrza budynku i przerażony tym co widziałem starałem się
racjonalnie pomyśleć i wymyślić plan. Prawie całą drewnianą podłogę
lizały płomienie ognia. Na końcu ich ścieżki leżała nieprzytomna
dziewczyna, a na podłodze przy jej twarzy widoczne były smugi krwi. „Myśl, Malik! Myśl!” nakazałem sobie w głowie i zacząłem nerwowo szukać jakiejkolwiek drogi ucieczki z płonącego pomieszczenia.
Nie było nic.
Postanowiłem
przeskoczyć jak najprędzej, nad płomieniami, które zdawały się być
najmniejsze. Wziąłem szybki rozbieg i staranowałem mur ognia na mojej
drodze swoim własnym ciałem. Na szczęście poza lekko poparzonymi dłońmi,
żadne z ubrań nie zajęło się ogniem. Podszedłem czym prędzej do
dziewczyny, obok której coraz bliżej znajdował się ogień. Dotknąłem
szyi, żeby sprawdzić czy w ogóle żyje.
Gdy
wyczułem lekki puls na jej tętnicy szyjnej, czym prędzej, jak
najdelikatniej potrafiłem, wziąłem jej bezwiędne ciało w ramiona, nie
wiedząc czy nie uznała jakiś obrażeń wewnętrznych.
Było
mi jej cholernie szkoda. Patrząc na czerwony, opuchnięty ślad na twarzy
i dość dużą strugę krwi pod jej nosem, zrobiło mi się jej żal, jak
nigdy. Nie przepadałem za bardzo za nią i jej zachowaniem, choć czasem
wyjątkowo mnie rozbawiała, myśląc, że ta jej gra przyniesie jakiś
skutek, ale teraz autentycznie było mi jej szkoda.
Byłem
za nią odpowiedzialny i obiecałem jej ojcu, że pomogę jej przeżyć i się
ukrywać. Czułem się trochę źle, wiedząc, że to wszystko moja wina...
powinienem był jej pilnować. To było w końcu moje zadanie.
Z
dziewczyną w ramionach przebrnąłem przez ognistą przeszkodę. Wybiegłem
czym prędzej z domu i wsadziłem ją do samochodu. Dzwoniąc po straż
pożarną, podałem im adres i czym prędzej opuściłem to miejsce wraz z
dziewczyną. Tutaj nie było już bezpiecznie.
***
Obudziłam
się czując dość mocne pieczenie na twarzy. Czym prędzej otwarłam oczy,
przypominając sobie co mnie spotkało i bojąc się co zobaczę. Ku mojemu
zdziwieniu nie był to przerażający, wysoki mężczyzna, który mnie tak
zmasakrował, a ja nie leżałam na deskach podłogi w leśnym domku.
Przede
mną, na łóżku siedział mulat uważnie oglądając mój policzek i
przykładając do niego coś, co dość mocno szczypało i piekło.
- Ałć – syknęłam, kiedy kolejny raz przyłożył wacik z jakimś środkiem odkażającym – To boli idioto.
-
Fajne podziękowanie za uratowanie życia – żachnął się nie zaprzestając
swojej czynności. No tak... o tym nie pomyślałam, że chyba nie znalazłam
się tu znikąd. Właśnie... a tak właściwie, to jak ja się tu znalazłam?
Zayn opatrzył moją ranę i zajął się odkładaniem wszystkich rzeczy do
apteczki, która leżała otwarta obok niego.
- Dzięki – mruknęłam pod nosem. Całkowicie mu się należało...gdyby nie on...
-
Czy ja się przesłyszałem? Mogłabyś powtórzyć, bo nie jestem pewien, ale
chyba właśnie słyszałem jak księżniczka Veronica mnie przeprosiła! –
powiedział cynicznym tonem.
- Tak, dziękuję! Okej? – prawie krzyknęłam zirytowana zupełnie jego zachowaniem.
-
A mogę wiedzieć za co? Bo nie jestem pewien, czy za to, że mistrzowsko
opatrzyłem Ci tą ranę, czy za to, że kolejny razu uratowałem twoje
prezydenckie dupsko – wyszczerzył się, wiedząc, że mnie tym zdenerwuje.
-
I za to i za to, a teraz możesz się już zamknąć, bo mi głowa pęka od
tego jazgotu – niemal warknęłam w jego stronę i wtuliłam się w dużą
poduszkę, odwracając się plecami do niego. W odpowiedzi usłyszałam tylko
cichy chichot chłopaka i odgłos zamykanych drzwi.
Świetnie... i znów nie dowiem się, co dokładnie się tam stało... Ehh...
Wykorzystując
chwilę spokoju rozglądnęłam się po pokoju. Wszystkie ściany były białe z
czarnymi ‘dekoracjami’ w kształcie różnych motywów, na nich
namalowanych. Leżałam na dość dużych rozmiarów łóżku, powiedziałabym
nawet, że małżeńskim, które znajdowało się po środku pokoju, naprzeciwko
drzwi. Po prawej stronie łóżka otwarte było duże okno, ze wstawioną
siatką a zaraz obok okna, pod ścianą stała ogromna, hebanowa szafa.
Cały
pokój wyglądał dość skromnie, ale nowocześnie. Były w nim jeszcze jedne
drzwi, które jak się domyśliłam prowadziły do łazienki, ale aktualnie
postanawiałam sobie nie zwracać nimi głowy, ponieważ jedyną rzeczą na
jaką miałam właśnie ochotę, był sen.
***
Budząc się po raz kolejny tego dnia, a raczej nocy, byłam w lekkim szoku. Co ja kurwa mówię... lekkim? W wielkim!
Obok
mnie, rozłożony na drugiej połowie spał sobie smacznie Zayn. Co on
sobie do cholery wyobraża? Czemu on ze mną śpi i kto mu na to pozwolił?!
Zerwałam się z łóżka i poszłam do łazienki ochłonąć. Oparłam się o
umywalkę i popatrzyłam na lustro. Opuchnięta i przecięta warga i rana na
policzku, posklejana specjalnymi paseczkami, ściągającymi skórę.
„Boże, jak ja wyglądam...” westchnęłam dotykając opuszkami palców rozciętej wargi i kolejno innych obrażeń na twarzy. „I to zrobił mi jakiś mięśniak, zaledwie jednym ciosem?!”
Odkręciłam
pośpiesznie kurek z zimną wodą i ochlapałam nią twarz, jakby miała mi
pomóc zapomnieć, lub zrozumieć. Jedyne na co pomogła, to przynosząc
ulgę, nadmiernie rozgrzanej skórze.
Wytarłam
twarz w granatowy ręcznik wiszący przy umywalce i biorąc głęboki oddech
wróciłam do pokoju, w którym spał czarnowłosy. Nie mając innego wyjścia
położyłam się obok niego, ale ze względu na to, że była piąta rano i
już powoli świtało, a mnie nie chciało się spać, wyciągnęłam jedną z
książek i zatopiłam się we wciągającej lekturze.
Jakieś
dwie godziny i pół książki później poczułam, jak chłopak porusza się na
materacu. Odwróciłam wzrok z książki, na budzącego się mulata i
czekałam na to, aż będzie na tyle rozbudzony i świadomy, że będzie można
z nim porozmawiać. Gdy chłopak zaczął się przeciągać, długo ziewając
postanowiłam się odezwać.
-
Możesz mi powiedzieć, czemu ze mną spałeś? – spytałam starając się,
żeby mój głos brzmiał w miarę łagodnie. Nie chciałam z samego rana na
niego naskakiwać, pomimo tego, jak mnie wkurzał.
-
Nie było pokoju, w którym byłyby wolne dwa łóżka, więc byłem zmuszony
wynająć ten z jednym, dwuosobowym – westchnął jeszcze nieco zaspanym
głosem, jak gdyby nigdy nic. Wstał z łóżka i dopiero teraz zauważyłam,
że jest w samych bokserkach.
- Zawsze śpisz prawie cały nagi? – jęknęłam patrząc na jego umięśnione ciało.
- Tak, jakiś problem? – spytał przeczesując palcami roztrzepane po spaniu włosy.
-
Nie, skądże – posłałam mu cyniczny uśmieszek przepełniony drwiną. Tak
naprawdę, to pomimo tego, że nie przepadałam za Zaynem, to brzydkim
ciałem to on nie grzeszył... Świadomość, że śpisz w jednym łóżku z tak
przystojnym i dobrze zbudowanym facetem, który gdyby nie był czasem
takim wrednym chujem, to może by Cię pociągał, wcale nie pomaga...
Wstałam
z łóżka i wyciągnęłam z torby czyste ubrania, które były lekko mówiąc,
pozwijane w kule, przez Zayna. Nadal nie wiedziałam, co tak dokładnie
potem się stało w domku w lesie, ale sądząc po stanie moich ciuchów,
Zayn się śpieszył z wyjazdem stamtąd. Musiałam się w końcu dowiedzieć.
- Zayn, za ile wychodzisz? – spytałam pukając w drzwi łazienki.
-
Zaraz – odpowiedział bardzo zdawkowo i po chwili usłyszałam cichy
dźwięk otwartego zamka i wychodzącego z łazienki bruneta w samym
ręczniku. „Serio?” Weszłam czym prędzej do łazienki,
postanawiając nie katować się dalej tymi ‘widokami’. Zakluczyłam drzwi i
poszłam pod szybki, orzeźwiający prysznic.
Gdy
wyszłam, chłopak siedział już ubrany na łóżku i wklepywał coś w swój
dotykowy telefon. Nie zwrócił nawet uwagi na to że wyszłam.
Odchrząknęłam znacząco, na co ten tylko podniósł głowę, zlustrował mnie
wzrokiem i ze swoim chytrym uśmieszkiem wrócił do wcześniej wykonywanej
czynności.
- Możemy pogadać? – spytałam zirytowana jego zachowaniem. Mulat nic mi nie odpowiedział, tylko mruknął pod nosem „mhm”
i pokiwał głową na tak. W końcu podniósł głowę znad urządzenia i
poklepał miejsce obok siebie na łóżku. Przez chwilę zastanawiałam się
nad jego propozycją, ale ostatecznie usiadłam we wskazanym przez niego
miejscu.
Skrzyżowałam
nogi, siadając po turecku i nerwowym gestem zaczęłam bawić się palcami
moimi długimi, jeszcze wilgotnymi po prysznicu włosami. Nie patrzyłam na
niego, tylko na kremową narzutę, która w tym momencie zdawała się być o
wiele ciekawszą rzeczą, od czegokolwiek naokoło.
-
Możesz mi powiedzieć, co stało się tam w domku w lesie? Nie za bardzo
pamiętam, bo straciłam przytomność... Kim był w ogóle ten człowiek? –
spytałam marszcząc brwi i odważyłam się podnieść swój wzrok na
siedzącego obok mulata.
-
Wiem prawie tyle co Ty – westchnął po czym kontynuował – jak zobaczyłem
palący się dom, to szybko tam pobiegłem i ten mężczyzna uciekał już
swoim motorem... Wyciągnąłem Cię stamtąd, zadzwoniłem po straż pożarną i
czym prędzej przyjechałem tu – opowiedział, ale coś w tej historii mi
nie pasowało... coś nie trzymało się kupy i zaczęły nawiedzać mnie
wątpliwości. Po chwili ciszy w końcu się odezwałam:
-
Nie uważasz, że to jego zachowanie było dziwne? On doskonale wiedział,
że tam będziesz, a jednak pomimo możliwości, ani mnie nie porwał, ani
nie zabił... zostawił mnie nieprzytomną w palącym się domu, ale gdyby
chciał naprawdę mnie zabić, a nie tylko wyrządzić krzywdę, to chyba
zrobiłby to od razu, upewniając się, że nie żyje, prawda? Skąd on może
mieć teraz pewność, co się ze mną dzieje?
-
Nie ma tej pewności... Sam zaczynam się trochę w tym gubić, ale masz
rację. Działał nie w celu zabicia Cię, tylko zrobienia krzywdy i
nastraszenia... Tylko dlaczego? – zadał pytanie retoryczne, które ja
zadawałam sobie już od dwóch tygodni i miałam go serdecznie dość. Ciągłe
pytania nalatujące do głowy i brak odpowiedzi na jakiekolwiek z nich.
To było już naprawdę chore...
-
Nie martw się... już więcej nic takiego Cię nie spotka, obiecuję –
powiedział troskliwym głosem i chwycił moją rękę gładząc ją delikatnie
kciukiem. Dziwnie się poczułam, kiedy moje zazwyczaj zimne ręce,
zetknęły się z jego gorącą skórą. Gdy popatrzyłam na jego ręce,
obejmujące moje, dopiero teraz zauważyłam rany na jego dłoniach..
jakby... poparzone? Tak, tak zwykle wygląda poparzona skóra.
-
Matko, Zayn... co Ci się stało w ręce? – tym razem to ja je chwyciłam i
zaczęłam dokładnie oglądać, ale gdy chłopak zorientował się o co
chodzi, momentalnie je cofnął i schował tak, żebym ich nie widziała.
-
Nic takiego... – westchnął i już miał zamiar wstać z łóżka, kiedy
chwyciłam co za nadgarstek i pociągnęłam w swoją stronę, w czego wyniku
chłopak opadł spowrotem na miękki materac.
-
Pokaż! – zażądałam wyciągając w jego kierunku rękę. Co jak co, ale jak
ja się uparłam, to lepiej było mnie słuchać, bo źle mogło się to
skończyć. Byłam dość... wybuchowa.
-
To naprawdę nic takiego... lekko się poparzyłem i tyle – westchnął
przewracając oczami i niechętnie podając mi ręce. Oglądnęłam poparzenia,
które za ciekawie nie wyglądały...
- Robiłeś z tym cokolwiek?
-
Wiesz... jakoś czasu nie było, zresztą... po co? – jego obojętność mnie
już mocno irytowała. Ja gdybym miała tak poparzone dłonie jak on, to
chyba bym leżała na tym łóżku i wyła z bólu... jedno malutkie poparzenie
boli, co dopiero całe poparzone dłonie.
- To wcale nie boli – zarzekał się, ale gdy delikatnie przejechałam opuszkiem palca po sparzonej skórze cicho syknął z bólu. „Mnie Zayn nie oszukasz...”
- A może jednak? – spytałam kąśliwie patrząc na niego spod brwi.
-
Dobra, może trochę... – westchnął znów przewracając oczami. Trochę tego
nie rozumiałam... wolał zgrywać bohatera, niż przyznać się, że
cierpi... naprawdę głupi tok rozumowania...
-
Chodź tu – nakazałam wstając z łóżka i kierując się do łazienki.
Puściłam strumień zimnej wody, i sprawdzając, czy ma odpowiednią
temperaturę podstawiłam tam chłopakowi stołek i kazałam mu siedzieć z
ręką pod bieżącym strumieniem zimnej wody.
Wróciłam
się do pokoju i przeszukałam dużą apteczkę, leżącą przy łóżku, z której
wczoraj korzystał mulat opatrując mi twarz. Plastry, leki
przeciwbólowe, bandaże, maści przeciwbólowe, temblak, krople
żołądkowe... Jest. Gazy jałowe i cienki bandaż, zrobiony z siateczki.
Wróciłam do chłopaka i siedziałam z nim chwilę, patrząc na czas, jaki
już trzyma rękę pod wodą.
Gdy
minęło ponad 10 minut, a mulat mówił, że już jest lepiej, wyciągnął
ręce i delikatnie je osuszył, a następnie ja mu je opatrzyłam.
- Dzięki – powiedział gdy skończyłam opatrywanie jego poparzonych dłoni.
-
Nie ma za co... na następny raz nie udawaj twardziela, tylko daj sobie
pomóc – posłałam mu delikatny, ale w miarę normalny uśmiech i wyszłam z
łazienki. Czekałam na jakiś wredny tekst w moją stronę, tak jak ja mu
nieraz dokuczałam, ale ku mojemu zdziwieniu nic nie powiedział. W ciszy
wyszedł z łazienki i gasząc po sobie światło zamknął drzwi.
- Idziemy na dół zjeść jakieś śniadanie? – spytał po chwili niezręcznej ciszy, która panowała pomiędzy nami.
- Bardzo chętnie – przytaknęłam i ubierając na nogi buty, zeszliśmy razem na dół.
Jak
tu nie nazywać naszych relacji popieprzonymi? Raz się tolerujemy, żeby
potem znów na siebie naskakiwać i być dla siebie wrednym... to jest
zdecydowanie nienormalne, ale jak najbardziej prawdziwe. Dziwne było
jednak dla mnie to, jaki miły był dla mnie teraz. Do takich ‘miłych’
relacji, jeszcze nie doszliśmy. Czyżby coś zaczęło się zmieniać?
2 komentarze:
Bardzo fajny rozdział :)
Tak :) Wiedziałam, że Zayn przybędzie z odsieczą na swoim białym rumaku i się na nim nie zawiodłam ;)
Z niecierpliwością czekam na dalszy rozwój wydarzeń, bo i mnie zastanawia dlaczego ten oprych (? haha nie wiedziałam jak go nazwać) zostawił ją żywą w płonącym domku.
Uuuu... I widzę jakieś ocieplenie stosunków ;)
Całusy <3
Xx.
:-)
Prześlij komentarz
Dziękuję za każdy komentarz z osobna! <3