sobota, 7 września 2013

Rozdział 4

Widząc kłęby dymu unoszące się nad domem, szybko pobiegłem w jego kierunku. Miałem złe przeczucia, szczególnie, że jak Veronica mogła wzniecić ogień nie mając drewna na opał? Co gorsza dym nie unosił się kominem, lecz wychodził przez otwarte okno i uchylone drzwi domu. Widziałem kogoś uciekającego na motorze, lecz widząc, że to na pewno nie brunetka nie zawracałem sobie nim głowy. Miałem ją chronić. Musiałem, bez względu na wszystko.

Dostałem się do wnętrza budynku i przerażony tym co widziałem starałem się racjonalnie pomyśleć i wymyślić plan. Prawie całą drewnianą podłogę lizały płomienie ognia. Na końcu ich ścieżki leżała nieprzytomna dziewczyna, a na podłodze przy jej twarzy widoczne były smugi krwi. „Myśl, Malik! Myśl!” nakazałem sobie w głowie i zacząłem nerwowo szukać jakiejkolwiek drogi ucieczki z płonącego pomieszczenia.

Nie było nic.

Postanowiłem przeskoczyć jak najprędzej, nad płomieniami, które zdawały się być najmniejsze. Wziąłem szybki rozbieg i staranowałem mur ognia na mojej drodze swoim własnym ciałem. Na szczęście poza lekko poparzonymi dłońmi, żadne z ubrań nie zajęło się ogniem. Podszedłem czym prędzej do dziewczyny, obok której coraz bliżej znajdował się ogień. Dotknąłem szyi, żeby sprawdzić czy w ogóle żyje.

Gdy wyczułem lekki puls na jej tętnicy szyjnej, czym prędzej, jak najdelikatniej potrafiłem, wziąłem jej bezwiędne ciało w ramiona, nie wiedząc czy nie uznała jakiś obrażeń wewnętrznych.

Było mi jej cholernie szkoda. Patrząc na czerwony, opuchnięty ślad na twarzy i dość dużą strugę krwi pod jej nosem, zrobiło mi się jej żal, jak nigdy. Nie przepadałem za bardzo za nią i jej zachowaniem, choć czasem wyjątkowo mnie rozbawiała, myśląc, że ta jej gra przyniesie jakiś skutek, ale teraz autentycznie było mi jej szkoda.

Byłem za nią odpowiedzialny i obiecałem jej ojcu, że pomogę jej przeżyć i się ukrywać. Czułem się trochę źle, wiedząc, że to wszystko moja wina... powinienem był jej pilnować. To było w końcu moje zadanie.

Z dziewczyną w ramionach przebrnąłem przez ognistą przeszkodę. Wybiegłem czym prędzej z domu i wsadziłem ją do samochodu. Dzwoniąc po straż pożarną, podałem im adres i czym prędzej opuściłem to miejsce wraz z dziewczyną. Tutaj nie było już bezpiecznie.

***

Obudziłam się czując dość mocne pieczenie na twarzy. Czym prędzej otwarłam oczy, przypominając sobie co mnie spotkało i bojąc się co zobaczę. Ku mojemu zdziwieniu nie był to przerażający, wysoki mężczyzna, który mnie tak zmasakrował, a ja nie leżałam na deskach podłogi w leśnym domku.

Przede mną, na łóżku siedział mulat uważnie oglądając mój policzek i przykładając do niego coś, co dość mocno szczypało i piekło.

- Ałć – syknęłam, kiedy kolejny raz przyłożył wacik z jakimś środkiem odkażającym – To boli idioto.

- Fajne podziękowanie za uratowanie życia – żachnął się nie zaprzestając swojej czynności. No tak... o tym nie pomyślałam, że chyba nie znalazłam się tu znikąd. Właśnie... a tak właściwie, to jak ja się tu znalazłam? Zayn opatrzył moją ranę i zajął się odkładaniem wszystkich rzeczy do apteczki, która leżała otwarta obok niego.

- Dzięki – mruknęłam pod nosem. Całkowicie mu się należało...gdyby nie on...

- Czy ja się przesłyszałem? Mogłabyś powtórzyć, bo nie jestem pewien, ale chyba właśnie słyszałem jak księżniczka Veronica mnie przeprosiła! – powiedział cynicznym tonem.

- Tak, dziękuję! Okej? – prawie krzyknęłam zirytowana zupełnie jego zachowaniem.

- A mogę wiedzieć za co? Bo nie jestem pewien, czy za to, że mistrzowsko opatrzyłem Ci tą ranę, czy za to, że kolejny razu uratowałem twoje prezydenckie dupsko – wyszczerzył się, wiedząc, że mnie tym zdenerwuje.

- I za to i za to, a teraz możesz się już zamknąć, bo mi głowa pęka od tego jazgotu – niemal warknęłam w jego stronę i wtuliłam się w dużą poduszkę, odwracając się plecami do niego. W odpowiedzi usłyszałam tylko cichy chichot chłopaka i odgłos zamykanych drzwi.

Świetnie... i znów nie dowiem się, co dokładnie się tam stało... Ehh...

Wykorzystując chwilę spokoju rozglądnęłam się po pokoju. Wszystkie ściany były białe z czarnymi ‘dekoracjami’ w kształcie różnych motywów, na nich namalowanych. Leżałam na dość dużych rozmiarów łóżku, powiedziałabym nawet, że małżeńskim, które znajdowało się po środku pokoju, naprzeciwko drzwi. Po prawej stronie łóżka otwarte było duże okno, ze wstawioną siatką a zaraz obok okna, pod ścianą stała ogromna, hebanowa szafa.

Cały pokój wyglądał dość skromnie, ale nowocześnie. Były w nim jeszcze jedne drzwi, które jak się domyśliłam prowadziły do łazienki, ale aktualnie postanawiałam sobie nie zwracać nimi głowy, ponieważ jedyną rzeczą na jaką miałam właśnie ochotę, był sen.

***

Budząc się po raz kolejny tego dnia, a raczej nocy, byłam w lekkim szoku. Co ja kurwa mówię... lekkim? W wielkim!

Obok mnie, rozłożony na drugiej połowie spał sobie smacznie Zayn. Co on sobie do cholery wyobraża? Czemu on ze mną śpi i kto mu na to pozwolił?! Zerwałam się z łóżka i poszłam do łazienki ochłonąć. Oparłam się o umywalkę i popatrzyłam na lustro. Opuchnięta i przecięta warga i rana na policzku, posklejana specjalnymi paseczkami, ściągającymi skórę.

„Boże, jak ja wyglądam...” westchnęłam dotykając opuszkami palców rozciętej wargi i kolejno innych obrażeń na twarzy. „I to zrobił mi jakiś mięśniak, zaledwie jednym ciosem?!” 
Odkręciłam pośpiesznie kurek z zimną wodą i ochlapałam nią twarz, jakby miała mi pomóc zapomnieć, lub zrozumieć. Jedyne na co pomogła, to przynosząc ulgę, nadmiernie rozgrzanej skórze.

Wytarłam twarz w granatowy ręcznik wiszący przy umywalce i biorąc głęboki oddech wróciłam do pokoju, w którym spał czarnowłosy. Nie mając innego wyjścia położyłam się obok niego, ale ze względu na to, że była piąta rano i już powoli świtało, a mnie nie chciało się spać, wyciągnęłam jedną z książek i zatopiłam się we wciągającej lekturze.

Jakieś dwie godziny i pół książki później poczułam, jak chłopak porusza się na materacu. Odwróciłam wzrok z książki, na budzącego się mulata i czekałam na to, aż będzie na tyle rozbudzony i świadomy, że będzie można z nim porozmawiać. Gdy chłopak zaczął się przeciągać, długo ziewając postanowiłam się odezwać.

- Możesz mi powiedzieć, czemu ze mną spałeś? – spytałam starając się, żeby mój głos brzmiał w miarę łagodnie. Nie chciałam z samego rana na niego naskakiwać, pomimo tego, jak mnie wkurzał.

- Nie było pokoju, w którym byłyby wolne dwa łóżka, więc byłem zmuszony wynająć ten z jednym, dwuosobowym – westchnął jeszcze nieco zaspanym głosem, jak gdyby nigdy nic. Wstał z łóżka i dopiero teraz zauważyłam, że jest w samych bokserkach.

- Zawsze śpisz prawie cały nagi? – jęknęłam patrząc na jego umięśnione ciało.

- Tak, jakiś problem? – spytał przeczesując palcami roztrzepane po spaniu włosy.

- Nie, skądże – posłałam mu cyniczny uśmieszek przepełniony drwiną. Tak naprawdę, to pomimo tego, że nie przepadałam za Zaynem, to brzydkim ciałem to on nie grzeszył... Świadomość, że śpisz w jednym łóżku z tak przystojnym i dobrze zbudowanym facetem, który gdyby nie był czasem takim wrednym chujem, to może by Cię pociągał, wcale nie pomaga...

Wstałam z łóżka i wyciągnęłam z torby czyste ubrania, które były lekko mówiąc, pozwijane w kule, przez Zayna. Nadal nie wiedziałam, co tak dokładnie potem się stało w domku w lesie, ale sądząc po stanie moich ciuchów, Zayn się śpieszył z wyjazdem stamtąd. Musiałam się w końcu dowiedzieć.

- Zayn, za ile wychodzisz? – spytałam pukając w drzwi łazienki.

- Zaraz – odpowiedział bardzo zdawkowo i po chwili usłyszałam cichy dźwięk otwartego zamka i wychodzącego z łazienki bruneta w samym ręczniku. „Serio?” Weszłam czym prędzej do łazienki, postanawiając nie katować się dalej tymi ‘widokami’. Zakluczyłam drzwi i poszłam pod szybki, orzeźwiający prysznic.

Gdy wyszłam, chłopak siedział już ubrany na łóżku i wklepywał coś w swój dotykowy telefon. Nie zwrócił nawet uwagi na to że wyszłam. Odchrząknęłam znacząco, na co ten tylko podniósł głowę, zlustrował mnie wzrokiem i ze swoim chytrym uśmieszkiem wrócił do wcześniej wykonywanej czynności.

- Możemy pogadać? – spytałam zirytowana jego zachowaniem. Mulat nic mi nie odpowiedział, tylko mruknął pod nosem „mhm” i pokiwał głową na tak. W końcu podniósł głowę znad urządzenia i poklepał miejsce obok siebie na łóżku. Przez chwilę zastanawiałam się nad jego propozycją, ale ostatecznie usiadłam we wskazanym przez niego miejscu.

Skrzyżowałam nogi, siadając po turecku i nerwowym gestem zaczęłam bawić się palcami moimi długimi, jeszcze wilgotnymi po prysznicu włosami. Nie patrzyłam na niego, tylko na kremową narzutę, która w tym momencie zdawała się być o wiele ciekawszą rzeczą, od czegokolwiek naokoło.

- Możesz mi powiedzieć, co stało się tam w domku w lesie? Nie za bardzo pamiętam, bo straciłam przytomność... Kim był w ogóle ten człowiek? – spytałam marszcząc brwi i odważyłam się podnieść swój wzrok na siedzącego obok mulata.

- Wiem prawie tyle co Ty – westchnął po czym kontynuował – jak zobaczyłem palący się dom, to szybko tam pobiegłem i ten mężczyzna uciekał już swoim motorem... Wyciągnąłem Cię stamtąd, zadzwoniłem po straż pożarną i czym prędzej przyjechałem tu – opowiedział, ale coś w tej historii mi nie pasowało... coś nie trzymało się kupy i zaczęły nawiedzać mnie wątpliwości. Po chwili ciszy w końcu się odezwałam:

- Nie uważasz, że to jego zachowanie było dziwne? On doskonale wiedział, że tam będziesz, a jednak pomimo możliwości, ani mnie nie porwał, ani nie zabił... zostawił mnie nieprzytomną w palącym się domu, ale gdyby chciał naprawdę mnie zabić, a nie tylko wyrządzić krzywdę, to chyba zrobiłby to od razu, upewniając się, że nie żyje, prawda? Skąd on może mieć teraz pewność, co się ze mną dzieje?

- Nie ma tej pewności... Sam zaczynam się trochę w tym gubić, ale masz rację. Działał nie w celu zabicia Cię, tylko zrobienia krzywdy i nastraszenia... Tylko dlaczego? – zadał pytanie retoryczne, które ja zadawałam sobie już od dwóch tygodni i miałam go serdecznie dość. Ciągłe pytania nalatujące do głowy i brak odpowiedzi na jakiekolwiek z nich. To było już naprawdę chore...

- Nie martw się... już więcej nic takiego Cię nie spotka, obiecuję – powiedział troskliwym głosem i chwycił moją rękę gładząc ją delikatnie kciukiem. Dziwnie się poczułam, kiedy moje zazwyczaj zimne ręce, zetknęły się z jego gorącą skórą. Gdy popatrzyłam na jego ręce, obejmujące moje, dopiero teraz zauważyłam rany na jego dłoniach.. jakby... poparzone? Tak, tak zwykle wygląda poparzona skóra.

- Matko, Zayn... co Ci się stało w ręce? – tym razem to ja je chwyciłam i zaczęłam dokładnie oglądać, ale gdy chłopak zorientował się o co chodzi, momentalnie je cofnął i schował tak, żebym ich nie widziała.

- Nic takiego... – westchnął i już miał zamiar wstać z łóżka, kiedy chwyciłam co za nadgarstek i pociągnęłam w swoją stronę, w czego wyniku chłopak opadł spowrotem na miękki materac.

- Pokaż! – zażądałam wyciągając w jego kierunku rękę. Co jak co, ale jak ja się uparłam, to lepiej było mnie słuchać, bo źle mogło się to skończyć. Byłam dość... wybuchowa.

- To naprawdę nic takiego... lekko się poparzyłem i tyle – westchnął przewracając oczami i niechętnie podając mi ręce. Oglądnęłam poparzenia, które za ciekawie nie wyglądały...

- Robiłeś z tym cokolwiek?

- Wiesz... jakoś czasu nie było, zresztą... po co? – jego obojętność mnie już mocno irytowała. Ja gdybym miała tak poparzone dłonie jak on, to chyba bym leżała na tym łóżku i wyła z bólu... jedno malutkie poparzenie boli, co dopiero całe poparzone dłonie.

- To wcale nie boli – zarzekał się, ale gdy delikatnie przejechałam opuszkiem palca po sparzonej skórze cicho syknął z bólu. „Mnie Zayn nie oszukasz...”

- A może jednak? – spytałam kąśliwie patrząc na niego spod brwi.

- Dobra, może trochę... – westchnął znów przewracając oczami. Trochę tego nie rozumiałam... wolał zgrywać bohatera, niż przyznać się, że cierpi... naprawdę głupi tok rozumowania...

- Chodź tu – nakazałam wstając z łóżka i kierując się do łazienki. Puściłam strumień zimnej wody, i sprawdzając, czy ma odpowiednią temperaturę podstawiłam tam chłopakowi stołek i kazałam mu siedzieć z ręką pod bieżącym strumieniem zimnej wody.

Wróciłam się do pokoju i przeszukałam dużą apteczkę, leżącą przy łóżku, z której wczoraj korzystał mulat opatrując mi twarz. Plastry, leki przeciwbólowe, bandaże, maści przeciwbólowe, temblak, krople żołądkowe... Jest. Gazy jałowe i cienki bandaż, zrobiony z siateczki. Wróciłam do chłopaka i siedziałam z nim chwilę, patrząc na czas, jaki już trzyma rękę pod wodą.

Gdy minęło ponad 10 minut, a mulat mówił, że już jest lepiej, wyciągnął ręce i delikatnie je osuszył, a następnie ja mu je opatrzyłam.

- Dzięki – powiedział gdy skończyłam opatrywanie jego poparzonych dłoni.

- Nie ma za co... na następny raz nie udawaj twardziela, tylko daj sobie pomóc – posłałam mu delikatny, ale w miarę normalny uśmiech i wyszłam z łazienki. Czekałam na jakiś wredny tekst w moją stronę, tak jak ja mu nieraz dokuczałam, ale ku mojemu zdziwieniu nic nie powiedział. W ciszy wyszedł z łazienki i gasząc po sobie światło zamknął drzwi.

- Idziemy na dół zjeść jakieś śniadanie? – spytał po chwili niezręcznej ciszy, która panowała pomiędzy nami.

- Bardzo chętnie – przytaknęłam i ubierając na nogi buty, zeszliśmy razem na dół.

Jak tu nie nazywać naszych relacji popieprzonymi? Raz się tolerujemy, żeby potem znów na siebie naskakiwać i być dla siebie wrednym... to jest zdecydowanie nienormalne, ale jak najbardziej prawdziwe. Dziwne było jednak dla mnie to, jaki miły był dla mnie teraz. Do takich ‘miłych’ relacji, jeszcze nie doszliśmy. Czyżby coś zaczęło się zmieniać?

2 komentarze:

nat.ik pisze...

Bardzo fajny rozdział :)
Tak :) Wiedziałam, że Zayn przybędzie z odsieczą na swoim białym rumaku i się na nim nie zawiodłam ;)
Z niecierpliwością czekam na dalszy rozwój wydarzeń, bo i mnie zastanawia dlaczego ten oprych (? haha nie wiedziałam jak go nazwać) zostawił ją żywą w płonącym domku.
Uuuu... I widzę jakieś ocieplenie stosunków ;)

Całusy <3
Xx.

Unknown pisze...

:-)

Prześlij komentarz

Dziękuję za każdy komentarz z osobna! <3