niedziela, 27 października 2013

Rozdział 18


- Kotku – przerwałam na chwilę rozmowy, zwracając się do Nialla – Pójdziecie z Louisem położyć małą? – kiwnęłam głową w stronę brunetki z moją małą kruszynką śpiącą w jej ramionach.

- Jasne – Niall posłał mi ciepły uśmiech, wstał i delikatnie wziął Laylę na ręce. Poszli z Louisem usypiać małą, a ja zostałam razem z Veronicą. Zabrałam się za zbieranie na tackę talerzy po obiedzie, półmisków i innych rzeczy. Dziewczyna od razu zaproponowała mi swoją pomoc. Nastawiłam wodę w czajniku. Usiadłyśmy przy wyspie kuchennej i czekałyśmy, aż woda na herbatę się zagotuje.

- Późno już... po tej herbacie, będziemy się z Louisem zbierać – dziewczyna uśmiechnęła się i wyciągnęła z kieszeni komórkę. Gdy tylko udało jej się włączyć urządzenie, jej mina posmutniała.

- Coś się stało? – spytałam troskliwym głosem.

- Nie to tylko... – dziewczyna nie dokończyła bo głos jej się załamał.

- Zayn? – niepewnie dokończyłam jej zdanie i jako odpowiedź musiało mi wystarczyć pokiwanie głową.

- Mam kilkanaście nieodebranych połączeń i kilka wiadomości od niego... sama nie wiem, czy ignorowanie go, jest w tym wypadku dobre – mruknęła, blokując telefon i chowając z powrotem do kieszeni.

- Rozumiem, że możesz być zła na niego, za to, że nic Ci nie powiedział. Ja też byłabym wściekła na Nialla, gdyby wywinął mi taką akcję. Ale pamiętaj, że wcześniej czy później on się dowie o tej ciąży... i wierz mi. Lepiej, żeby dowiedział się od Ciebie, niż od kogoś innego – uśmiechnęłam się do niej pokrzepiająco i poszłam zrobić herbatę.

- Nie wiem, czy potrafię mu o tym powiedzieć... – dziewczyna westchnęła głęboko – Boję się, że mnie odrzuci i zostanę sama z dzieckiem i problemami.

- Ronnie! Nawet tak nie mów... Jeśli Cię kocha, to nie ważne, czy chciał kiedykolwiek tego dziecka, czy nie. Na pewno Cię nie zostawi. Poza tym, to nie tylko twoje dziecko, ale także jego – chwyciłam dwa parujące kubki i usiadłam z powrotem na swoim miejscu, podając jeden z kolorowych kubków brunetce – Na pewno lepiej wcześniej z nim o tym porozmawiać, niż później – mrugnęłam do niej, po czym dodałam – No i pamiętaj, że teraz masz jeszcze nas, Louisa... nawet nie wiesz, jak ten chłopak mi pomógł, kiedy ja byłam w tej samej sytuacji – uśmiechnęłam się do niej pocieszająco.

Dziewczyna nie odpowiedziała mi, tylko blado się uśmiechnęła popijając herbatę i patrząc gdzieś w oddal. „Tak jakby tam gdzieś znajdowały się odpowiedzi, na nurtujące nas pytania...” Do pomieszczenia weszli Louis z Niallem.

- Uśmiechnij się mała, to jeszcze nie koniec świata – Lou powiedział do Veronicy, czym wywołał na jej twarzy delikatny uśmiech. „Ten to zawsze wie, w którym momencie wparować ze swoją błyskotliwą anegdotką...” – Widzę, że ktoś tu chyba jest zmęczony...

- Robi się już powoli późno... dopiję swoją herbatę i idziemy, hm? – brunetka zwróciła się do Louisa na co ten przytaknął.

*

Pożegnaliśmy się z Louisem i Veronicą. Dziewczyna obiecała, że jak tylko będzie miała chwilę to wybierzemy się na kawę i ciastko, lub do nas przyjedzie. Zamknęłam drzwi widząc jak czarny samochód odjeżdża i odwróciłam się w stronę Nialla. Chłopak położył ręce na moich biodrach i złożył na moich ustach czuły pocałunek.

- Skarbie... chodźmy już do sypialni – mruknął mi do ucha. Przez moje ciało przeszły obezwładniające ciarki, ale odsunęłam się od chłopaka i spojrzałam na jego twarz. Uśmiechał się uroczo, obserwując mnie i czekał na jakąś reakcję z mojej strony.

- Muszę posprzątać – westchnęłam. Chłopak wywinął wargę i zrobił maślane oczy, jak kot ze Shreka. Uśmiechnęłam się na ten widok, pocałowałam go jeszcze raz krótko i wyminęłam, kierując się do kuchni, żeby nie kusić losu.

Zabrałam się za mycie naczyń i chowanie rzeczy, które zostały po obiedzie, do lodówki. Wycierałam komplet talerzy, kiedy poczułam jak chłopak łapie mnie od tyłu i owija ręce dookoła mojej talii, opierając brodę o mój obojczyk. Uśmiechnęłam się pod nosem, ale nijak nie zareagowałam.

- Co sądzisz o Veronice? – spytałam nie odrywając się od pracy.

- Jest naprawdę fajną i sympatyczną dziewczyną.

- Też tak uważam... myślę, że powinna powiedzieć Zaynowi o tej ciąży... W końcu lepsza najgorsza prawda, niż najlepsze kłamstwo – westchnęłam.

- Zgadzam się... ona chyba po prostu się w tym wszystkim pogubiła. Pamiętasz, co Louis opowiadał o jej ojcu... to nie jest łatwa sprawa – Niall przytaknął. Skończyłam z naczyniami i oderwałam się od chłopaka – Kotku, a Ty dokąd? – spytał zdezorientowany.

- Idę wziąć długą, gorącą kąpiel – zatrzymałam się w pół kroku i popatrzyłam na niego.

- Myślałem, że idziesz ze mną... że może wykorzystalibyśmy to, że nasza córeczka tak ładnie śpi.. – powiedział podchodząc do mnie i szepcząc ostatnie słowa przy moim uchu. Jak skończył zaczął składać na mojej szyi pocałunki, wywołując stado motyli w moim brzuchu.

- Powiedziałam, że idę do wanny... ale nie powiedziałam, że chcę iść tam sama – mruknęłam pod wpływem jego miękkich ust na mojej skórze.

- Mam to traktować jako zaproszenie? – chłopak oderwał się ode mnie na chwilę i wyszczerzył swoje białe zęby. Nic mu nie odpowiedziałam, tylko uśmiechnęłam się do niego i chwilę później, ten wariat niósł mnie na rękach na górę.

* Wcześniej *


- Co Veronica? Nie mogłeś mnie uprzedzić, że ją tu zastanę? Tak właściwie to od kiedy ona tu jest i co tu robi? – dziewczyna spytała wkurzonym głosem. „Tak, Veronica... sam bym chciał wiedzieć, co ona tu robi...” westchnąłem w myślach.

- Poprosiła mnie o pomoc – powiedziałem krótko i dziewczyna nie dała mi nawet nic dopowiedzieć, tylko wtrąciła mi się w zdanie.

- I to było powodem tego, że nie mogłeś mi o tym powiedzieć? – spytała nerwowo gestykulując. „Zayn... nie jest dobrze” moja podświadomość poinformowała mnie, jakbym tego nie wiedział. Stała przede mną tykająca bomba, której wystarczyło jedno słowo, żeby wybuchnąć.

- Veronica, uspokój się – poprosiłem siląc się na spokojny głos. Nie mogłem pozwolić sobie teraz wplątać w to szaleństwo i dać się zdenerwować. Musiałem za wszelką cenę uspokoić dziewczynę, więc złapałem ją za latające we wszystkie strony ręce i popatrzyłem jej w oczy. Jedyne co w nich zobaczyłem, to niewytłumaczony strach. „Tylko przed czym...?” Nawet nie zauważyłem kiedy, dziewczyna wyszarpała ręce z mojego uścisku i wybiegła z domu.

- Veronica, stój! – krzyknąłem za nią, ale było już za późno. Odpowiedział mi tylko trzask drzwi, roznoszący się echem po domu.

Poziom mojej irytacji wzrósł, kiedy zobaczyłem beztrosko siedzącą w salonie Carmen, oglądającą w najlepsze telewizję. Chwyciłem pilota i wyłączyłem urządzenie, stojąc przed nią i zakładając ręce na piersi.

- Możesz mi do jasnej anielki wytłumaczyć, co jeszcze tu robisz? Kiedy stąd wychodziłem, wyraziłem się chyba wystarczająco jasno – wysyczałem wściekły przez zęby, patrząc na dziewczynę.

- Już Ci powiedziałam, że potrzebuję twojej pomocy, Zayn – dziewczyna wstała i podeszła do mnie, jakby to miało jej w czymś pomóc – Jesteś mi to winien – powiedziała krótko, lustrując moje oczy.

- Niby z jakiej racji? Jeśli dobrze pamiętam, to ty zostawiłaś nas w swoim domu na pastwę tych ludzi i sama uciekłaś – prychnąłem z pogardą.

- Tak, ale to przez was, oni mnie znaleźli i zorientowali się, że żyję – warknęła.

- I co ja mam niby zrobić? – spytałem mrużąc oczy, bo nadal nie wiedziałem, do czego dziewczyna zmierza.

- Musisz coś wymyślić, żeby było tak jak dawniej – powiedziała a wredny uśmiech nie schodził z jej wytapetowanej twarzy. Ucieka przed jakimiś terrorystami, ale umalować się zdążyła... nigdy nie zrozumiem kobiet.

- Dobrze, daj mi chwilę pomyśleć – usiadłem na kanapie i przeczesałem dłońmi włosy – Czyli mam rozumieć, że jak załatwię Ci ochronę, to odejdziesz z mojego życie raz na zawsze? – spytałem patrząc na czarnowłosą, która się do mnie przysiadła.

- A nie uważasz, że u Ciebie byłoby mi najlepiej? – spytała spokojnym głosem i zbliżyła się nieco do mnie – Nie pamiętasz, jak było nam dobrze, kiedy razem pracowaliśmy, spotykaliśmy się ze sobą i każdą wolną chwilę spędzaliśmy w łóżku? – spytała prawie szeptem, a jej ciepły oddech odbił się od moich ust. „Nie, nie i jeszcze raz nie!” Jej usta były zdecydowanie za blisko! Praktycznie milimetry, dzieliły ją od moich. Kurwa! W ostatniej chwili przytrzymałem jej twarz i odsunąłem się od niej na bezpieczną odległość. Dziewczyna była trochę zawiedziona, ale szczerze, mnie to po prostu nie obchodziło.

- Nie Carmen. Jestem z Veronicą, a Ty jesteś tu aktualnie przeszkodą, której chce się pozbyć – warknąłem i wstałem z kanapy. Zacząłem nerwowo chodzić po pokoju i zastanawiać się na jakimkolwiek rozwiązaniu, byleby pozbyć się tej...tej...ugh.

- Wiesz, co Ci powiem Zayn? – dziewczyna badawczo mi się przyglądała, a ja nadal kontynuowałem swoją przechadzkę po pokoju – Wymiękłeś. Kiedyś byłeś twardym facetem, którego nie obchodziły żadne reguły, który nie kochał, a dobrze się bawił, a teraz? Mięczak, który po uszy zakochał się w niewinnej, bezbronnej panience, która sama sobie nie poradzi ze swoim własnym życiem... Żałosne – skończyła z pogardą. Poczułem jak zaczyna się we mnie gotować. Jeszcze jedno słowo a nie ręczę za siebie.

- Lepiej już się nie odzywaj – warknąłem wściekły – Jeśli by porównywać tą sytuację co Ciebie, to tak. Zakochałem się. Kurewsko kocham Veronicę i nie mam zamiaru przestać, więc jeśli coś Ci nie pasuje, to doskonale wiesz, gdzie znajdują się drzwi. Po drugie, ja przynajmniej ruszyłem jakoś ze swoim życiem. Nie tak jak ty... A po trzecie, to nie nazywaj Veronicy „panienką, która nie umie sobie poradzić ze swoim własnym życiem” bo ona jest w o wiele gorszej sytuacji niż Ty i przynajmniej stara sobie poradzić z tym, a Ty? Już przyleciałaś do mnie, prosić o pomoc, bo się boisz. Już nie wspomnę o tym, że jesteś, a przynajmniej kiedyś byłaś profesjonalistką. I powiedz mi teraz. Masz coś jeszcze do powiedzenia? – chyba ją zgasiłem, bo poza nietęgą miną, nie odezwała się już ani słowem. Kontynuowałem wymyślanie jakiegoś dobrego schronienia dla niej, żeby odczepiła się ode mnie już na zawsze.

Wpadłem na pewien pomysł. Wyszedłem pośpiesznie z pokoju i poszedłem do kuchni. Wyciągnąłem z kieszeni telefon i wybrałem tak bardzo znany mi numer.

- Halo, Liam?

- Cześć, Zayn. Coś się stało? – przywitał mnie jego zawsze ciepły głos.

- Pamiętasz, jak obiecałeś mi pomóc, gdybym czegoś potrzebował? – spytałem niepewnie.

- Tak... możesz dojść do rzeczy? O co chodzi?

- Mam pewien interes – powiedziałem i zacząłem opowiadać mu w skrócie całą historię. Powiedzmy sobie szczerze, że Liam nie był jakoś bardzo zachwycony tą prośbą, lecz jak na obietnice przystało zgodził się, żebym ulokował na jakiś czas w jego domu Carmen. Tam powinna być bezpieczna, i mam pewność, że jeśli będzie miała jakieś kłopoty, to tylko i wyłącznie przez siebie.

- Pakuj się, zaraz wyjeżdżamy – powiedziałem sucho do Carmen, na co dziewczyna przewróciła oczami i wstała. Udała się na górę, a ja wziąłem telefon i próbowałem dodzwonić się do Veronicy. Jak się okazało na darmo, ponieważ dziewczyna nie odbierała telefonu a potem najnormalniej w świecie go wyłączyła, bo jak próbowałem nawiązać połączenie, zamiast dziewczyny, odzywała się jej skrzynka odbiorcza. Wkurzony cisnąłem telefonem na kanapę i sam po chwili rzuciłem się na nią chowając twarz w dłoniach i starając się wymyślić coś racjonalnego.

*

Odwiozłem Carmen do Liama. Chłopak przygotował jej jeden z gościnnych pokoi, których absolutnie nie brakowało w jego ogromnym domu. W sumie, to był to pokój, w którym mieszkałem przez jakiś czas, udawając zmarłego... Dziewczyna poszła się rozpakowywać a my udaliśmy się do salonu, żeby porozmawiać.

- Liam, nawet nie wiesz, jak jestem Ci wdzięczny za to, że zgodziłeś się ją tu przetrzymać na jakiś czas – podziękowałem przyjacielowi, kiedy ten poczęstował mnie papierosem.

- Nie ma problemu stary, co prawda nigdy nie przepadałem za tą dziewuchą, choć tak naprawdę jej nie znam, ale tyle dla mnie zrobiłeś, że jestem Ci to winien – uśmiechnął się promiennie odpalając swojego papierosa i podając mi zapalniczkę.

Od dawna nie paliłem... w sumie, to od czasu, kiedy poznałem Ronnie. Ale dzisiejszy dzień przyprawił mnie o takie wkurwienie, że musiałem złamać swoje postanowienie i poczuć, jak dyn tytoniowy rozprzestrzenia się w moich płucach. Jakoś zawsze w dziwny sposób mnie to uspokajało. Podpaliłem końcówkę papierosa i zaciągnąłem się dymem. Tak jak myślałem. Momentalnie przyniósł ulgę...

- W kwestii Carmen, to myślę, że z tobą się dogada – uśmiechnąłem się cwanie – jest tak samo niezależna jak Ty i też uwielbia dobrą zabawę – puściłem mu oczko. Liam był znany z tego, że zawsze lubił się ostro zabawiać z panienkami, ale na dłuższą metę nie potrafił żyć w związku. Carmen, która nie pojmowała nawet idei „bycia w związku” i była chyba nawet w tej kwestii lepsza niż Liam, byłaby dla niego idealna...

- Stary, czy ty coś sugerujesz? – brunet zaśmiał się pod nosem i uniósł pytająco brew.

- Ja nic nie sugeruję... Tylko informuję Cię o tym, z kim przez najbliższy czas będziesz mieszkać – wyszczerzyłem się. Naszą konwersację przerwała czarnowłosa dziewczyna, która nie wiem jak i skąd się tu nagle pojawiła.

- Skoro mam już tu mieszkać, to może byłby ktoś taki dobry i prowadził mnie po tym domu? – spytała wrednie przesłodzonym głosikiem. Liam popatrzył na mnie i przewrócił oczami. Pożegnałem się z nim, i stwierdziłem, że nie będę zawracać im już głowy. Sam miałem jeszcze plany na dziś, więc jeszcze raz upewniwszy się, że wszystko jest dobrze, pojechałem do domu, żeby się przebrać.

* Teraz *

Louis odprowadził mnie do pokoju i na chwilę został. Usiedliśmy na łóżku i zaczęliśmy rozmawiać o dzisiejszym dniu.

- Dzięki, że wyrwałeś mnie dziś stąd... Katie i Niall to wspaniali ludzie – uśmiechnęłam się do bruneta – nie wiem, co bym robiła przez resztę dnia, gdyby nie Ty – westchnęłam.

- Teraz przynajmniej wiesz, że to nie tylko ja uważam, że powinnaś powiedzieć Zaynowi o dziecku. On naprawdę powinien się dowiedzieć, że będzie ojcem – chłopak posłał mi pocieszający uśmiech.

- Wiem... jak będę na to gotowa, to na pewno mu powiem – przygryzłam nerwowo wargę – Jeszcze raz Ci dziękuję Lou. Jesteś wspaniałym przyjacielem – przytuliłam go i czułam jak chłopak niepewnie mnie obejmuje i głaszcze po plecach.

- Nie ma sprawy maleńka – szepnął a ja upajałam się jego pięknym zapachem. Coś mnie tknęło, żeby otworzyć oczy i popatrzyć przed siebie. Zrobiłam to i zobaczyłam stojącego przy uchylonych drzwiach Zayna. „O cholera!”

- Cześć Veronica. Chyba musimy pogadać... nie sądzisz?




Od Autorki: Przepraszam, że tak długo i przepraszam, że jest taki beznadziejny. Próbowałam coś zmienić, ale mi nie wyszło... mam nadzieję, że następny nie będzie taki... Dziękuję za każde miłe słowo Xx.

4 komentarze:

Marta pisze...

wspaniałe *,*
nie mogę się już doczekać dalszych losów Veronici i Zayna ;3

kate093 pisze...

Chyba Cię coś jebło, że to słaby rozdział... Potem rozwinę myśl :P

nat.ik pisze...

Zgodzę się z Kate :) "Jebło" to dobre określenie ;)
Nie wiem czy wypada mi się rozpisywać o relacji Kate z Niallem, żeby nie było, że mam jakieś dziwne myśli i Kaśka mnie "znielubi", więc powiem tylko, że zazdroszczę Jej takiego faceta ;)
Chwała Bogu za Liama i za to, że przejął tą całą Carmen i Zayn wreszcie będzie miał chwilę spokoju ;) A Lou jest takim słodkim przyjacielem i coś mi się wydaje, że przez niego Zayn usłyszał więcej niż by Ronnie chciała, ale jak dla mnie to dobrze ;)

Jeszcze raz powtórzę, że zgadzam się z Kate. Czekam na kolejny rozdział ;)
Całusy <3
Xx.

Anonimowy pisze...

Kocham każdy Twój roździał! Z niecirpliwością czekam na nexta!xx

Prześlij komentarz

Dziękuję za każdy komentarz z osobna! <3