piątek, 20 września 2013

Rozdział 8

* około 2 tygodnie później *

Drogi pamiętniczku!
Minęło już trochę czasu odkąd uciekamy... jest ciężko, no ale my sobie nie damy rady?
Od postrzelenia Zayna minęło też trochę czasu i chłopakowi się już jakoś poprawia, chociaż trochę dziwi mnie jego zachowanie. Wcześniej wkurwiający i niemożliwie trudny, a teraz jakby... milszy? Boże... na prawdę ciężko mi to pojąć, ale nie przeszkadza mi to. Chyba wolę go takiego... jest lepszy do zniesienia i da się z nim normalnie pogadać... czasem... no dobra, wtedy, kiedy to ja nie jestem chamska, bo wtedy on utrzymuje swoją maskę i... ehh... nie dziwie się mu i nie wiem jak on ze mną wytrzymuje... Serio, jestem do bani! Dobra... kończę już te bzdury bo to i tak nie ma sensu. Do... napisania?

Zamknęłam czarny notes i schowałam go do torby. Od jakiegoś czasu mieszkamy w wynajętym domku i staramy się pozbierać po tych wszystkich traumatycznych przeżyciach... a raczej ja staram, a Zayn mi w tym pomaga, bo po nim spływa to jak po kaczce. Ja nie raz budziłam się w nocy z wrzaskiem, bo śnił mi się na nowo ten koszmar, który jakoś ostatnio dawał mi we znaki. Ciągle w najmniej odpowiednich momentach, mój mózg generował obraz upadającego na ziemię człowieka z krwawiącą dziurą w klatce piersiowej. Jakoś nie mogłam znieść myśli, że to właśnie przeze mnie ten człowiek nie żyje...

- Spakuj sobie jakieś wygodne, sportowe ciuchy i chodź – usłyszałam głos Zayna z dołu. „Sportowe ciuchy? Po co mi?” wyczołgałam się z łóżka, na którym siedziałam i oglądałam jakąś kiepską, amerykańską komedię i podeszłam do szafy „hmm... sportowe ciuchy...” Jedyne co mogło się nadawać i było w miarę wygodne, to legginsy i czarna bokserka, która posiadałam w moich szafowych ‘zapasach’. Schowałam je do torby i zeszłam na dół.

- O co tak właściwie chodzi? – spytałam stając pod schodami i zakładając ręce na klatce piersiowej. Chłopak stał tam, ubrany normalnie, ale na jego ramieniu wisiała torba sportowa.

- Jedziemy na siłownie – powiedział jak gdyby nigdy nic.

- Zaraz, zaraz... Jak to na siłownie... Ty masz zamiar ćwiczyć z Twoją raną? Nie ma mowy – momentalnie powiedziałam i popatrzyłam na niego wzrokiem nie znoszącym sprzeciwu. Chłopak się zaśmiał pod nosem i przeczesał palcami roztrzepane, czarne włosy.

- Jaka troskliwa... – westchnął ironicznie – Jedziemy na siłownie, ale nie będziemy tam tylko ćwiczyć. Mam zamiar trochę Cię podszkolić w jakiejkolwiek samoobronie, bo nie wdaje mi się, żebyś była w tej kwestii mistrzynią, a przez to w jakiej sytuacji się znajdujemy i że mamy trochę, a raczej mnóstwo wolnego czasu, możemy dobrze wykorzystać – chwycił kluczyki od auta i już się skierował do drzwi, kiedy jeszcze raz się odwrócił do mnie i powiedział – A co do moich szwów, to spokojnie... nic mi się nie powinno stać, będę tylko Cię trenował, to nie ja będę tam wylewał siódme poty – mrugnął i wyszedł zostawiając dla mnie otwarte drzwi.

Ale mi pocieszenie!

***

Dojechaliśmy do dość sporego budynku, w którym znajdowała się siłownia, sala ‘bokserska’ z ringiem, workami treningowymi i matami oraz basen. Całość była zaprojektowana dosyć przestrzennie i mądrze. Udałam się do przebieralni i zmieniłam swój strój na wzięte wcześniej legginsy i bokserkę. Z moich króciutkich włosów zrobiłam małego koczka z tyłu głowy, a grzywkę spięłam do tyłu na wsuwkach, żeby mi nie przeszkadzała. Zmieniłam obuwie i wróciłam na salę, w której czekał na mnie mulat.

- Idź na 10 minut na bieżnię i się rozgrzej, a ja w tym czasie się przebiorę i przygotuje kilka rzeczy – uśmiechnął się do mnie i wrócił do rozmowy z jednym z trenerów w siłowni, który był chyba jego znajomym, bo gadali tak od samego przyjścia tutaj...

Poszłam na bieżnię i ustawiłam sobie na początek dość wolne tępo, do biegnięcia truchtem. Po pięciu minutach, jak poczułam, że jestem już wystarczająco rozgrzana, podwyższyłam je i przez resztę czasu biegłam w dość szybkim tempie dogrzewając resztę mięśni.

Gdy skończyłam, wróciłam do sali ‘bokserskiej’ w której był Zayn. Szczerze powiedziawszy... zaniemówiłam. Stał w samych dresach, luźno spuszczonych na biodrach i bez koszulki. Uderzał w worek treningowy stojąc tyłem do mnie i widać było, jak z każdym ciosem jego mięśnie na barkach i plecach się napinają. Jego ciemny odcień skóry, ozdobiony kilkoma tatuażami na ramionach...  to był za dobry widok... Już kiedyś chyba wypowiadałam się na temat jego wyglądu, a szczególnie TEGO wyglądu...

Walił w ten worek bokserski jeszcze jakiś czas, po czym przestał, poszedł do stolika w rogu sali i napił się wody z butelki. Gdy wracał zauważył moją obecność i na jego twarzy pojawił się uśmiech.

- To jak, już rozgrzana? – spytał z cwanym uśmieszkiem. Pokiwałam głową i do niego podeszłam – hmm... na początek może mi pokażesz, czy umiesz jakkolwiek się bronić? – spytał podnosząc przy tym jedną brew i patrząc na mnie.

- Ejj... Już nie rób ze mnie takiej kaleki... umiem się bronić! – powiedziałam zirytowana. Zawsze ewentualnie mogę wykorzystać to, że jest facetem, jeśli wiecie o co mi chodzi...

- Tak... nie wątpię – prychnął – To może zacznijmy od najprostszej rzeczy. Chwyć mnie za nadgarstki – powiedział i wysunął trochę do przodu swoje ręce. Złapałam je i kiedy poczułam jego ciepłą skórę, na chwile się zawiesiłam. Obudził mnie śmiech chłopaka – Veronica, spokojnie. Zrób to mocniej, nic mi się nie stanie – powiedział, cicho się śmiejąc.

Złapałam mocniej za jego nadgarstki, po czym on zwinnie wywinął je do wewnątrz i wyszarpał z mojego dość mocnego uścisku. Niezłe...

- Teraz twoja kolej – złapał mnie na nadgarstki i kilka razy wypróbowałam wywinięcie ich, ze wskazówkami chłopaka. Pokazał mi jeszcze kilka takich sposobów, jak takiej, kiedy ktoś trzyma cię za koszulkę, uników podczas gdy próbuje cię uderzyć i innych.

- Dobra... może teraz poćwiczymy trochę ciosy, bo to średnio wychodzi – powiedział i podeszliśmy do jednego z worków treningowych na sali. Założył mi rękawice i stanął za mną, tak, że jego klatka piersiowa praktycznie stykała się z moimi plecami. Gdy do mnie mówił, czułam jego ciepły oddech przy uchu.

- Gardę, trzyma się tak – ułożył odpowiednio moje ramiona, ręce i poprawił postawę. Spróbuj zadać kilka ciosów na przemian prawą i lewą ręką. Użyj do tego dużo siły – powiedział i odsunął się patrząc na moje poczynania.

Walnęłam z całej siły w worek treningowy najpierw prawą i lewą i wpadłam w jakiś straszny trans. Z każdym uderzeniem, chciałam jeszcze bardziej wyżyć się na tym worku, jakby to on był tym, kto stoi za tym całym bagnem, którym jest moja teraźniejsza sytuacja. Każde uderzenie dawało mi jeszcze więcej siły na kolejne i kolejne...

Nawet nie zauważyłam jak Zayn coś do mnie mówi i dopiero jak poczułam jego ręce na mojej talii odciągające mnie od worka, instynktownie się odwróciłam i już miałam zadać cios, kiedy chłopak zręcznie mnie zatrzymał.

- Wohoo... nie tak ostro maleńka... Miałaś się wyżyć na tym worku, a nie na mnie! – powiedział powstrzymując moje nadgarstki i dopiero wtedy zdałam sobie sprawę z tego, co prawie zrobiłam.

- Przepraszam – mruknęłam i wywinęłam się z jego uścisku odchodząc na bok i ściągając rękawice. Podeszłam do stolika stojącego w rogu i przyssałam się do dużej butelki z wodą.

Tak... to mi było zdecydowanie potrzebne... chwila braku samokontroli i wyżywanie się na czymś „Dobrze, że na worku treningowym, a nie na Zaynie...” dodała moja podświadomość.

- Zmęczona, czy jeszcze trenujemy? – spytał chłopak podchodząc i chwytając butelkę z wodą.

- Jak dla mnie nie ma sprawy... możemy trenować! Wszystko, byleby nie siedzieć ciągle w domu! – powiedziałam i wróciłam na wcześniejsze miejsce. Chłopak podszedł do mnie i stanął na przeciwko.

- W takim razie zobaczymy, czego się dziś nauczyłaś – wyszczerzył się i niespodziewanie złapał mnie za koszulkę. Tak jak wczesniej mnie uczył, zrobiłam unik odwracając się i łapiąc za przegub ręki, wywróciłam go i przyparłam do ziemi, siadając na jego biodrach i trzymając jego nadgarstki przy ziemi, wzdłuż jego ciała. Uśmiechnęłam się triumfalnie, ale długo to nie trwało. Cóż... patrząc na to z boku, ta sytuacja mogła wyglądać trochę dwuznacznie.

- Bardzo dobrze, ale o czymś zapomniałaś, skarbie – uśmiechnął się kpiąco i wyrywając nadgarstki, przeturlał mnie tak, że teraz on był nade mną, a ja pod nim i on trzymał moje nadgarstki przygwożdżone do ziemi, nad moją głową – Zawsze nie zapominaj o możliwym ruchu twojego przeciwnika – dokończył z twarzą prawie przy mojej, a ja tylko fuknęłam pod nosem.

Chwilę zastanowiłam się nad moim obecnym położeniem. Kurde... jedyne ‘pole do popisu’ miałam w moich nogach, które były prawie zaplecione wokół bioder Zayna... Jak na nim siedziałam, a on mnie odwrócił, to ich ułożenie prawie się nie zmieniło. Moje nadgarstki były tak mocno trzymane w jego stalowym uścisku, że przez jakiś czas nie było możliwości o ich wydostaniu. Uśmiechnęłam się pod nosem i wykorzystując swoją przewagę, czyli również to, że jestem kobietą, a na mnie leży facet uśmiechnęłam się niepozornie i zaczęłam zbliżać do jego ust – Tak masz rację... Jesteś w tym dobry – szepnęłam przy jego ustach. Postanowiłam wykorzystać sytuację i popchnąć go nogami, tak, żeby się przewrócił. Wstając zwinnie z ziemi, przycisnęłam go twarzą do ziemi, prawie wykręcając mu rękę. Przyłożyłam do jego tułowia kolano, żeby nie mógł wstać i teraz to dopiero czułam satysfakcje.

- Ale jak widać nawet Ciebie, można zaskoczyć – wstałam z niego i skierowałam się znowu w stronę stolika, żeby uzupełnić płyny w organizmie – No i właśnie Zayn, zawsze pamiętaj o możliwym ruchu Twojego przeciwnika! – powiedziałam odchodząc od niego i uśmiechnęłam się pod nosem.

- Widzę, że szybko się uczysz – powiedział z uznaniem – Nie sądziłem, że dziewczyna kiedykolwiek przygwoździ mnie do ziemi... No może poza Carmen... – westchnął przysiadając się do mnie na ławce.

- Ją też uczyłeś samoobrony? – spytałam odwracając wzrok i patrząc gdzieś na koniec sali.
„Czyżbyś przestała się czuć wyjątkowa...?”

- Hmm... może nie uczyłem, ale dość długi czas trenowaliśmy razem... była taka odgórna potrzeba i byłem jej partnerem... – westchnął przeciągle, jakby przypominając sobie o tym, co było wcześniej.

- To... ona też pracuje jako ochroniarz? – spytałam marszcząc brwi, i starając się jakoś układać elementy układanki i tego, co słyszałam podsłuchując ich rozmowę.

- Teraz tak... ale wcześniej była taka sama jak Ty... pochodziła z bogatej rodziny i była rozpieszczoną panienką, która potrzebowała pomocy... Twój przypadek strasznie przypomina mi tamte czasy... Wtedy nie byłem jeszcze tym kim jestem teraz, byłem na podstawowym szkoleniu i nie brałem w tym aż takiego udziału. Chociaż pamiętam jak dziś niektóre akcje, na które mnie zabierali... cóż... było dość... krwawo. Podczas ukrywania Carmen u naszych ludzi, strasznie dużo z nich zginęło. Praktycznie większość... Niby nam się udało, ale ponieśliśmy dużo strat w naszych agentach. Carmen od tego czasu wyszkoliła się i sama została jedną z nas... nie tylko po to, żeby obronić w razie wypadku siebie, ale też pomagać nam w pracy. Sama czasem bierze jakieś zlecenia... No i przez jakiś czas byliśmy partnerami – zauważyłam przebłysk uśmiechu na jego twarzy – Ale to stare czasy... – westchnął po chwili i wstał.

Przez chwilę próbowałam ułożyć sobie w głowie to co do mnie powiedział... cóż... może i Carmen nie miała łatwo, ale to nie zmienia faktu, że nie przepadam za jej osobą... Teraz przynajmniej zrozumiałam, co miała na myśli mówiąc, że nie chce żeby historia się powtórzyła i to może choć w minimalnym stopniu usprawiedliwia jej ucieczkę... chociaż, nie. Ja nie potrafiłabym zostawić przyjaciela w potrzebie, nawet, jeśli mogłoby mi się coś stać.

***


- Co powiesz na koniec? – spytał Zayn, kiedy wskoczyłam na jego plecy i próbowałam go wywrócić na ziemię.

- Jasne, teraz jak jesteś w sytuacji bez wyjścia, to chcesz skończyć! – zaśmiałam się wiercąc na jego plecach. Szczerze powiedziawszy, to była niezła zabawa... pomimo tego, że prawie zawsze to on kończył zwycięsko, to jak udało mi się go ‘unieruchomić’ to była nieziemska satysfakcja.

- Wcale nie jestem w sytuacji bez wyjścia! – powiedział pewnym głosem i złapał mnie tak, że teraz trzymał mnie na rękach – Za to Ty teraz, tak! – wyszczerzył się i szedł w nieznanym mi kierunku.

Na moje nieszczęście, gdy przeszliśmy za drzwi, wiedziałam gdzie jesteśmy i domyślałam się co chłopak chciał zrobić. Wyszliśmy na halę basenową i mulat niepokojąco zbliżał się ze mną na rękach do wielkiego basenu, w którym praktycznie nikogo teraz nie było.

- Chyba Cię posrało Malik do reszty! Puszczaj mnie! – pisnęłam. Kurde... zważywszy na to, że nie umiem pływać, a raczej umiem, ale mam traumę od czasu, kiedy za dzieciaka prawie się utopiłam... chyba go coś pojebało. Nie pływałam od kilkunastu lat i nie mam zamiaru tego zmieniać!

- Jak sobie życzysz – podszedł do basenu i bez zastanowienia wrzucił mnie do wody.

„Nie jest dobrze...”  moja podświadomość idealnie skomentowała zaistniałą sytuację.

Wpadłam z głośnym i wielkim pluskiem do wody, która zaczęła zalewać mnie z każdej możliwej strony. Zaczęłam nerwowo ruszać rękami, ale to się na nic zdało... nie dość, że mnie wrzucił, to na najgłębszą wodę! Zachłysnęłam się chlorowaną cieczą i czekałam na jakiś cud, który nagle nauczy mnie pływać, lub da mi trochę niezbędnego tlenu, którego zważywszy na wodę zalewającą moje płuca, było coraz mniej. Powoli zaczęłam tracić świadomość tego co robię i czuję. Ostatnie co pamiętam to silne ramiona, oplecione wokół mojej talii i ciągnące mnie w górę.

3 komentarze:

Anonimowy pisze...

Ooo główna bohaterka ma tak samo na imię jak ja!Hah ;*

trololololo pisze...

Aaaa genialne ^^ czekam na next i pozdrawiam :)

kate093 pisze...

O ja o ja o ja o ja o jaaaaaaa!
Dziewczyno, co mam zrobić, napisać, żebyś zaczęła wierzyć w siebie i w swoje umiejętności pisarskie?!
Czytając ten rozdział miałam ogromny banan na twarzy, aż teraz mnie cała gęba boli! Serio!
Ten ich wspólny trening... I większość sytuacji... Słowo "seksowna" czy "gorąca" nie jest wystarczające, żeby opisać tę sytuację.
Matko, tak bardzo chcę już ciąg dalszy!
Pisz dłuższe rozdziały ;P
(wiem, jestem zboczona i niewyżyta, ale... chcę seksu Zayna i Veroniki. mimo że całym sercem kocham Zerrie.)

Buziaki,
Jaaaaaa <3

Prześlij komentarz

Dziękuję za każdy komentarz z osobna! <3