wtorek, 3 września 2013

Rozdział 3

Minęło kilka dni naszego pobytu w domku letniskowym w lesie. Z jednej strony miałam dość przebywania sam na sam z Zaynem, ale z drugiej byliśmy na siebie skazani i staraliśmy się nie wchodzić sobie za nadto w drogę, dla dobre obojga. Podzieliliśmy obowiązki. On prał, rąbał drzewo na opał i jeździł samochodem swojego przyjaciela po zakupy, a ja robiłam posiłki i starałam się ograniczać wkurwianie go do minimum. Sprzątaliśmy na zmianę, choć tak naprawdę było tego niewiele.Tak właśnie minęły ostatnie dni i jeśli mam być szczera, dość zaskoczyło mnie jego zachowanie. Myślałam, że nie wytrzymamy ze sobą kilku godzin, a co dopiero dni w jednym i tym samym miejscu, a jak na razie dość dobrze nam to wychodziło.
- Jadę do miasta – chłopak krzyknął z dołu, powiadamiając mnie o wyjściu. Zerwałam się z łóżka odkładając na bok książkę, która do tej pory zajmowała moje myśli.
- Jadę z tobą – powiedziałam pośpiesznie zakładając buty na nogi. Zarzuciłam skórzaną kurtkę na ramiona i związałam włosy.
- Zaraz, zaraz... jesteś pewna, że to dobry pomysł? Jeśli zobaczą ciebie razem ze mną, mogą się zorientować kim jesteś – mulat zatrzymał mnie w pół kroku.
- Nie mogę ciągle tu przesiadywać i też potrzebuję coś kupić. A jeśli nas zauważą, to na pewno coś wymyślisz. W końcu od tego jesteś, nieprawdaż? – syknęłam złośliwie i trąciłam czarnowłosego z bara, wychodząc tym samym na zewnątrz. Jak to mówią; nie chwal dnia przed zachodem słońca... chyba jednak pośpieszyłam się z tą opinią dotyczącą naszych relacji. Usłyszałam ciche przekleństwo pod nosem i trzask zamykanych drzwi. Chłopak wsiadł do samochodu i pośpiesznie odpalił silnik. Zaskakiwała mnie łatwość, z jaką prowadził dużą maszynę. Zdecydowanie miał do tego smykałkę i lubił to robić. 
Całą drogę jechaliśmy w ciszy. Zayn był widocznie na mnie wkurzony, no ale co ja na to poradzę? Nie będzie mnie tam wieki przetrzymywał. Ja też jestem człowiekiem i potrzebuję trochę więcej rozrywki, nawet jeśli miała ona się uciekać do zwykłych zakupów. Monotonne czytanie i patrzenie się w cztery ściany było już mega nudne. Nie mówiąc o tym, że chciałabym choć raz na tydzień zobaczyć inną twarz, niż ochroniarza.
Zajechaliśmy pod ogromny market. „Boże... w końcu jakakolwiek cywilizacja!” Założyłam okulary, będące nieodzowną częścią mojego stroju i czapkę z daszkiem, którą dostałam od Zayna, po czym udaliśmy się w kierunku dużego budynkuW sklepie było w czym wybierać. Wkładałam do wózka, który wiózł mulat prawie wszystko, na co miałam ochotę i co wpadło mi w ręce. Począwszy od owoców, warzyw na obiad, po czekoladę i batony. Tak dawno nie jadłam słodyczy, że gdy je zobaczyłam postanowiłam zrobić zapasy na wszelki wypadek. Czekoladowe wyroby to była kolejna moja słabość...
Gdy w końcu wzięliśmy wszystko co było nam potrzebne, podjechaliśmy wózkiem sklepowym do kasy i zaczęliśmy wszystko pakować na taśmę. Mulat prychnął cicho pod nosem, kiedy zobaczył stos mniej potrzebnych rzeczy, wziętych przeze mnie.
- Masz jakiś problem, idioto? – warknęłam w jego stronę i spotkałam się z rozbawionym spojrzeniem chłopaka.
- Po co ci tyle tego? Wybierasz się na jakąś wojnę? – zaśmiał się pakując do siatki owoce, słodycze i inne produkty. Znów zaczynał mnie irytować...
- Może mam ochotę. Nie twój zasrany interes – syknęłam na co czarnowłosy przewrócił oczami szepcząc coś sam do siebie pod nosem. Gdy skończyliśmy poszłam jeszcze do jakiegoś rozbudowanego kiosku i kupiłam trzy książki. Jak już mam tam siedzieć i gnić nie wiadomo ile, to przynajmniej będę miała jakiekolwiek zajęcie.
Wyszliśmy ze sklepu i załadowaliśmy wszystkie zakupy do bagażnika. Gdy zauważyłam budkę telefoniczną, wpadł mi do głowy pewien dobry pomysł. Zayn co prawda zakazywał mi, jakiegokolwiek kontaktu z rodzicami, pomimo tego, że miałam komórkę. W końcu jakimiś sposobami mogliby nas namierzyć... Budki telefonicznej chyba im się nie uda...
- Zaraz wracam – rzuciłam pośpiesznie do ochroniarza i pobiegłam w kierunku automatu. Wrzuciłam do środka monety i wybrałam doskonale znany mi numer. Jeden sygnał, drugi, trzeci...
- Halo? – usłyszałam męski głos po drugiej stronie, lecz nie należał do mojego ojca.
- Cześć wujku! Tu Veronica – przedstawiłam się szybko.
- Oh, Ronnie! Jak się trzymacie? Tata opowiedział mi o wszystkim i przyjechałem do niego. Jesteście cali? Gdzie się w ogóle znajdujecie? – pytania wylatywały z jego ust jak z karabinu maszynowego, nie dając mi całkowicie dojść do słowa.
- Wujku... spokojnie. Nic mi nie jest... przynajmniej na razie. Przepraszam, ale nie mam za dużo czasu na rozmowę, dasz mi tatę? – spytałam na co wujek od razu się zgodził i po chwili słyszałam w słuchawce ciepły głos taty.
- Veronica?
- Tak, tato – powiedziałam i poczułam jak w oczach zbierają mi się łzy. Słysząc jego głos, po prostu coś we mnie pękło. 
- Boże, dziecko. Wszystko w porządku? Nic wam nie jest? Czemu dzwonisz? – spytał a ja otarłam łzy z policzków, i wysiliłam się, żeby mój głos brzmiał jak najbardziej naturalnie.
- Wszystko w porządku. Po prostu chciałam usłyszeć twój głos... nic więcej – westchnęłam do słuchawki - A u ciebie i mamy?
- U nas też jest dobrze, strasznie za tobą tęsknimy i się martwimy. Obiecuję, córeczko. Już niedługo znowu będziemy razem. Jak tylko znajdziemy tego psychopatę, będziesz mogła bezpiecznie wrócić do domu.
- Tato, przepraszam, ale muszę kończyć. Cokolwiek by się nie stało, pamiętajcie, że was kocham. Ucałuj ode mnie mamę – szepnęłam trochę załamanym głosem, powstrzymując się przed tym, żeby zupełnie się nie rozkleić.
- My ciebie też kochamy, córciu. Trzymaj się! – usłyszałam i po tych słowach odłożyłam słuchawkę. Stałam przez chwilę, starając się odzyskać normalny głos i widoczność, ponieważ łzy trochę mi go zamazały. Pomrugałam kilka razy i wziąwszy kilka głębokich oddechów mogłam wrócić do Zayna. Kątem oka widziałam wysokiego mężczyznę, który uważnie mi się przyglądał, paląc przy tym papierosa. Gdy zwróciłam do niego głowę, momentalnie odwrócił wzrok. Coś mi się w nim nie podobało... Gdy na niego patrzyłam, dziwny, chłodny dreszcz przebiegł po moim kręgosłupie. „Dziwne...”

***

Gdy podjechaliśmy pod dom, wypakowaliśmy wszystko i wzięłam się za robienie obiadu. Mulat w tym czasie oglądał mecz piłki nożnej, popijając przy tym piwo. Smażyłam pierś z kurczaka z warzywami i ziemniakami na patelni, podśpiewując piosenkę, która właśnie leciała w radiu.
Byłam powoli zmęczona tym wszystkim. Tym, że byłam tak daleko od domu, że byłam z tym wszystkim prawie sama (pomijając ochroniarza, z którym się nie lubimy lekko mówiąc), że nie było przy mnie rodziców, za którymi cholernie tęskniłam i przede wszystkim tym, że tak szybko musiałam się usamodzielnić.
W domu wszystko było prostsze. Przynieś, podaj, pozamiataj, wypierz, umyj i tak dalej... wszystkie czynności, wykonywały za mnie pokojówki a ja mogłam się cieszyć moim buntowniczym, nastoletnim życiem. Chodzić na imprezy, spotykać się ze znajomymi, robić często rzeczy, których nie powinnam... Teraz było inaczej. Od dwóch tygodni starałam się o to, by  p r z e ż y ć.
Nie miałam pojęcia, po co tak dokładnie musiałam uciekać. Możliwości było tak wiele... najprawdopodobniejszą i tą, którą sprzedali mi rodzice, było to, że ktoś mnie może porwać dla szantażu, przy okazji robiąc mi krzywdę, lub grożąc śmiercią. Nie wiem, kiedy zaczęły się pogróżki w kierunku mojego ojca, ale pewnego dnia po prostu kazał mi uciekać. Beż bliższych wyjaśnień obudził mnie w nocy i kazał wiać czym prędzej, razem z Zaynem przy boku. Co noc bałam się o to, czy moi rodzice żyją. Czy ja przeżyję kolejny dzień i ile jeszcze będę musiała uciekać... Minęło już sporo czasu, bo już ponad 2 tygodnie razem z Zaynem uciekaliśmy i chowaliśmy się przed tymi bandytami, jeżeli to określenie na tych ludzi nie jest za słabe... Jak myślałam o tacie i mamie, i o tym, że w sumie, to mogę ich już nigdy nie zobaczyć, miałam ogromną ochotę wrócić do nich, choć na chwilę, rzucić się w ich objęcia i przeprosić za to, że byłam tak nieznośnym i kłopotliwym dzieckiem. Nie... nie zmieniłam się, co to, to nie, ale w obliczu śmierci, pojęłam trochę to, jaka byłam. Samotne noce zmusiły mnie do głębokich przemyśleń nad moim doczesnym życiem.
Czy uda mi się zmienić? Czy jak wrócę (o ile wrócę) do domu, będzie inaczej, czy tak jak dawniej? Sama nie wiem... czuję, że obecny czas, jest swego rodzaju nauczką, jak i szansą dla mnie. Teraz tylko trzeba ją dobrze wykorzystać...
Wyszłam na chwilę z domu, zostawiając wszystko w kuchni, aby spokojnie się pogotowało. Potrzebowałam oczyścić swój umysł, więc po drodze wyciągnęłam z kieszeni kurtki ochroniarza jednego Malboro i pożyczyłam zapalniczkę. Tak wiem, palenie to zły nawyk, ale spokojnie mogłam powiedzieć, że nie byłam od tego uzależniona. Paliłam tylko od czasu do czasu, kiedy miałam na to ochotę, lub w chwilach, kiedy nie mogłam pozbyć się myśli; takich jak teraz. Plusem było to, że Zayn palił prawie non stop, więc zawsze miał papierosy przy sobie. Chyba jeszcze nie zauważył, jak podkradałam jego zasoby.
Usiadłam na schodkach werandy i zaczęłam wpatrywać się w ciemniejące niebo. Zapaliłam mentolowego papierosa i zaciągnęłam się dymem, odkładając zapalniczkę na bok i wypuszczając powoli dym z ust. Tego było mi trzeba... Chwili zapomnienia. Paliłam w spokoju i prawie nie usłyszałam, jak drzwi się otwarły i wyszedł z nich ochroniarz.
- To już wiem gdzie zapodziała się moja zapalniczka... - zaśmiał się cicho. - Nie wiedziałem, że palisz.
- Bo nie palę... No, może nie tak jak ty... Tylko od czasu do czasu - uśmiechnęłam się delikatnie i poklepałam wolne miejsce obok mnie. Chłopak bez zastanowienia usiadł i wyciągnął z kieszeni kurtki paczkę, wyciągając papierosa i również go odpalając.
- W sumie to dosyć pasuje do twojego buntowniczego trybu życia i charakteru... - powiedział krótko.
- Nie zawsze taka byłam - nawet nie wiem czemu, zaczęłam się przed nim tłumaczyć. W sumie, nie byłam mu nic winna. On nie mówił nic o sobie, ja o mnie, ale czułam, że chcę w końcu normalnie z nim pogadać. Byliśmy na siebie skazani i nie mogłam nic z tym fantem począć. - Kiedyś byliśmy normalną, w miarę spokojnie żyjącą rodziną - westchnęłam, kontynuując. - Wszystko się zmieniło, kiedy tata został prezydentem.
- Normalność... też to kiedyś znałem - brunet zaśmiał się, wypuszczając dym z płuc. Popatrzyłam się na jego twarz z boku i zobaczyłam, że mocno się zamyślił. Wyglądał dość seksownie, kiedy palił, niestety musiałam to przed sobą przyznać. Przestałam się katować, popatrzyłam w niebo i siedziałam tak przez następne kilkanaście minut w towarzystwie Zayna, w totalnej ciszy, przerywanej co chwile szelestem poruszanych przez chłodny wiart liści. 
Zjedliśmy z Zaynem przyrządzony przeze mnie obiad. Chłopak zaczął zmywać naczynia a ja usiadłam na kanapie w salonie i zaczęłam czytać nowo zakupioną książkę. Nie mogłam się zupełnie skupić na czytanym tekście, ponieważ w środku domu zaczęło się robić przerażająco zimno. Pozamykałam okna, ale to nic nie dało. Chłopak chyba też poczuł chłód, bo założył buty i kurtkę i poszedł po drewno na opał. Dzięki temu, że mieliśmy w salonie kominek, z którego ciepło szło na górę i ogrzewało drewniane podłogi, dało się jakoś wytrzymać w tym domu. Zayn wyszedł i zostałam sama. Postanowiłam zrobić coś dobrego i za razem rozgrzewającego do picia, więc poszłam do kuchni i rozpuszczając trochę czekolady mlecznej z mlekiem, zrobiłam nam po gorącej czekoladzie z bitą śmietaną. Usłyszałam, że drzwi zostają otwarte i zamknięte. Wzięłam do rąk gorące kubki i powoli szłam w stronę salonu, patrząc, żeby nic mi się nie wylało.
- Zayn, zrobiłam dla ciebie gor.... – zatrzymałam się w połowie zdania patrząc przed siebie, a dwa szklane kubki wypadły mi z dłoni, z hukiem roztrzaskując się na podłodze.
To nie był Zayn. Przede mną stał wysoki brunet, którego widziałam przed sklepem. Uśmiechał się cynicznie patrząc na mnie groźnym wzrokiem. Odruchowo zaczęłam się cofać do tyłu, w stronę kuchni. Moje serce zaczęło bić w nienormalnie szybkim tempie. Miałam wrażenie, że zaraz rozsadzi moją klatkę piersiową. Każda moja żyła bolała od narastającego w nich ciśnienia. Oczy zrobiły się wielkości spodków, i nie wiedziałam co zrobić z faktem, że podejrzany nieznajomy, który raczej dobry nie był, zbliżał się w moim kierunku. Zaczęło braknąć mi wolnego miejsca, do cofania się. Zrobiłam jeszcze jeden krok w tył i moje biodra spotkały się z szafką kuchenną. Byłam tak zszokowana, że nie potrafiłam wydobyć z siebie jakiegokolwiek dźwięku. Jednak po chwili namysłu, zmusiłam się, by moje usta się otworzyły i by wydobyć z nich krzyk. Chciałam, żeby on był tu przy mnie. Naprawdę... chyba jeszcze nigdy się tak nie bałam i pomimo, że nie darzyłam go sympatią, czułam się przy nim nad wyraz bezpiecznie.
- Za... – nie zdążyłam dokończyć, bo facet zatkał mi usta ręką. Próbowałam użyć swojej siły, lecz na marne. Jego stalowy uścisk na moich rękach nie zelżał, lecz przybrał na sile. Próbowałam go kopnąć, ugryźć, cokolwiek... na marne. Nie miałam szans, z mężczyzną trzy razy większym ode mnie, który najprawdopodobniej każdą wolną chwilę, spędza na siłowni podnosząc kilkadziesiąt kilogramów, czy rozwalając worki treningowe. Starałam się odświeżyć umysł, od kłębiącego się w nim strachu i pytań z serii „Dlaczego?” i trzeźwo myśleć. Wysiliłam się i kopnęłam mężczyznę w jego jedyny czuły punkt, kolanem. Jęknął i lekko się zgiął, ale nie poluźnił ani na chwilę uścisku, żebym mogła wyrwać się i pobiec do wyjścia. Mogłabym rzec, że przez moje uderzenie we wściekłości, jego uchwyt zrobił się jeszcze mocniejszy i miałam wrażenie, że zaraz moje kości się połamią.
- Niegrzeczna dziewczynka. Rodzice nie nauczyli cię posłuszeństwa i kultury? Z chęcią to zrobię – syknął i wymierzył mi siarczysty policzek. Ból był nie do zniesienia. Zrobił to z tak ogromną siłą, że upadłam na ziemię i zaczęłam powoli osuwać się na podłogę. Przed oczami pojawiły mi się mroczki a ostatnie co pamiętam to gorące płomienie ognia, pożerające swoim gorącem drewnianą podłogę. Potem była już tylko ciemność.


3 komentarze:

nat.ik pisze...

Obiecałam, że przeczytam i jestem :)
Przyznaję, że ma prawo podobać Ci się to co napisałaś, bo jest naprawdę dobre. Czyta się bardzo przyjemnie i choć to dopiero początek - wciąga :)
Lubię takie historie z odrobiną kryminału w tle, więc chyba zostanę tu na dłużej ;)
Pozostaje mi już tylko wyczekiwać soboty i życzyć niesłabnącej weny :)

Całusy <3
Xx.

Anonimowy pisze...

Zaczyna się bardzo ciekawie. Czekam na kolejne rozdziały!!!

Unknown pisze...

Swietneee... Nie wiem z kad ty bierzesz te pomysly na akcje, ale jest swietneee... Tak wiem, powtarzam sie...
Pozdrawiam! Xx.

Prześlij komentarz

Dziękuję za każdy komentarz z osobna! <3