piątek, 30 sierpnia 2013

Rozdział 2


Chodziliśmy promenadą. Tak w zasadzie to ja latałam jak nienormalna oglądając każdy straganik po kolei, a Zayn biegał za mną coraz bardziej znudzony. Było oczywistym, że robiłam mu to na złość, bo wcale nie interesowały mnie wszystkie pierdoły porozkładane na stolikach sprzedawców. Robiłam to specjalnie, żeby dogryźć i wyprowadzić z równowagi mulata. 
- Czy musisz oglądać dosłownie wszystko? – spytał załamanym głosem. „Uhh.. Panie Malik, czyżbym pana zmęczyła?” Popatrzyłam na jego skonsternowaną minę i uśmiechnęłam się wrednie.
- Tak! – krzyknęłam uradowana jak dziecko i pobiegłam do kolejnego straganu. Ukradkiem wyciągnęłam komórkę i spojrzałam na zegarek. Już dwie godziny ze mną łazi, w sumie to, to może być męczące... Ale o to przecież chodzi, prawda? -pomyślałam i zaczęłam oglądać różne minerały, muszle i kamienie.
Po chwili poczułam, jak tracę grunt pod nogami i ktoś łapiąc mnie za biodra podnosi do góry i przewiesza sobie przez ramię. Najpierw byłam zdezorientowana, ale po chwili zorientowałam się, że to mój czarnowłosy ochroniarz.
- Dość tego dobrego – powiedział i zaczął iść ze mną na ramieniu w stronę hotelu.
- Puszczaj mnie Malik! – warknęłam i gdy to nie podziałało zaczęłam walić go pięściami po umięśnionych plecach. On jednak szedł niewzruszony i nie przejmował się zadawanymi przeze mnie ciosami.
- Ani mi się śni! – powiedział zdecydowanym tonem – nie mam zamiaru chodzić następnych dwóch godzin za tobą, tylko dlatego, że:  ‘Księżniczka Veronica musi sobie pooglądać stragany’ – zaakcentował z pogardą. Widać było, że ani trochę nie podobało mu się ‘pilnowanie’ mnie. Gdyby nie to, że moi rodzice mu płacili, pewnie dawno by sobie poszedł... Śmiało można było nazwać nasze relacje popieprzonymi. Ja go nienawidziłam, on mnie również i to było na porządku dziennym, już od chwili, kiedy zaczął pracować dla mojego ojca w pałacu prezydenckim.
Opadłam bezwładnie na jego plecy i zrezygnowałam. Ten człowiek był ze stali, już chyba nigdy nie uda mi się go wkręcić w taką akcję...
Doszliśmy do tego obrzydliwego hotelu i wróciliśmy do pokoju. Dopiero tam, Zayn postawił mnie na nogi „I jemu chciało się nieść mnie przez pół miasteczka? Nienormalny...” – prychnęłam w myślach.  Podeszłam do swojego łóżka i jak gdyby nigdy nic położyłam się na nim i zaczęłam spowrotem czytać „A raczej udawać, że czytam” Tak naprawdę, obserwowałam kontem oka Zayna i czułam się za bardzo niezręcznie, żeby nie ukrywać się za lekturą.
Chłopak szukał czegoś w walizce po czym udał się do naszej ‘łazienki’. Nie byłam tam, i szczerze to bałam się tam wejść; jeszcze sufit by mi spadł na głowę! Usłyszałam jak zza ściany Zayn puszcza wodę i bierze prysznic. Skupiłam się na lekturze, która po jednej, małej chwili spowrotem mnie wciągnęła, w swój magiczny, wyimaginowany świat.
Moje czytanie i skupienie nie trwało długo. Skończyło się wraz z wyjściem ciemnowłosego z łazienki. Wryło mnie porządnie łóżko, kiedy wyszedł w samych jeansowych spodenkach z nagą, opaloną i bardzo umięśnioną klatką piersiową. „Kurwa... tego się nie spodziewałam”.
Próbowałam się na niego nie gapić, ale jakoś za bardzo mi to nie wychodziło. „Na szczęście mnie nie widzi” Złudne nadzieje...” odwrócił wzrok w moją stronę, a ja nie zdążyłam zacząć udawać, że nadal jestem pochłonięta lekturą i zostałam przyłapana na gorącym uczynku. Chłopak uśmiechnął się cwanie „To on się umie uśmiechać?!”
- Co, nigdy nie widziałaś mężczyzny na plaży? - zaśmiał się wrednie wykorzystując mój tekst. Nie dość, że powiedział to z taką pewnością siebie, to jeszcze do tego na jego twarzy zagościł ten wredny uśmieszek. „Ja cię zaraz zgaszę, kolego...”
- Lepiej. Widziałam nago, w moim łóżku – powiedziałam z cynicznym uśmieszkiem i dodałam – Wyglądał na pewno lepiej od ciebie, mógłbyś nad tym popracować – popatrzyłam na jego kaloryfer a potem na jego lekko zdziwioną moją bezpośredniością minę.
1:0 dla mnie!
No dobra. Tak naprawdę, to nie widziałam tak dobrze zbudowanego mężczyzny. Zayn faktycznie miał się czym pochwalić, ale musiałam skłamać, żeby się jakoś wyratować z tej sytuacji. W końcu moja misja brzmi: „Zdołować i zniechęcić Zayna” i jak na razie powodzi się z zamierzonym skutkiem.
- Masz w takim razie wielkiego pecha, bo do końca naszego ukrywania się nie zobaczysz lepszego i będziesz się musiała zadowolić widokiem tego – wskazał na swoją rozbudowaną klatkę piersiową, ozdobioną kilkoma czarnymi tatuażami. – Dobranoc – rzucił pewnym siebie głosem i położył na skrzypiącym łóżku. „Czy tutaj wszystko musi skrzypieć?!” Zaczęłam się zastanawiać jak to byłoby uprawiać seks na takim łóżku... Przecież pół miasteczka słyszałoby te skrzypiące łóżka!
Zaświeciłam lampkę i próbowałam spowrotem skupić się na czytaniu, jednak na marne. Chłopak za bardzo mnie rozkojarzył. Odłożyłam książkę na bok i zgasiłam lampkę. Wtuliłam się w poduszkę i po jakimś czasie udałam się w objęcia Morfeusza, który dziś dość łaskawie mnie przyjął.

***

Zostałam brutalnie wyrwana ze swojego snu, przez Malika, który od minuty szarpał moje ramię. Zaczęłam powoli otwierać oczy i mrugać nimi, żeby przyzwyczaić je do natrętnego światła, panoszącego się po naszym pokoju.
Popatrzyłam nieco zdziwiona na czarnowłosego, który siedział na moim łóżku i czekał aż zdobędę moc świadomości, która tak powoli do mnie dochodziła.
- Co się stało? – mruknęłam przecierając zaspane oczy.
- Zbieramy się. Znaleźli nas i podobno tu jadą. Nie możemy ryzykować – powiedział stanowczo i wstał z materaca kierując się do szafy. Wyciągnął z niej moją czarną torbę i zaczął wrzucać do niej książkę i ubrania, które leżały obok łóżka.
- Ejj... ostrożnie. Książki się szanuje – warknęłam nie niego, widząc jak obchodzi się z moją lekturą. Zawsze dbałam o stan moich książek, i żadna nie miała pozaginanych rogów, czy poniszczonych kartek.
- Dobrze księżniczko, ale pod warunkiem, że ruszysz swoje prezydenckie dupsko i w końcu wstaniesz! – powiedział wkurzony i rzucił moją torbę na łóżko. Na szybko spakował swoje drobiazgi do plecaka i czekał, aż się pozbieram.
„Ruszysz swoje prezydenckie dupsko i wstaniesz” zaczęłam go przedrzeźniać, powoli wstając z łóżka. Widziałam jak mulat przewraca tylko oczami i się niecierpliwi, stojąc przy drzwiach i czekając, na jak to on powiedział: „moje prezydenckie dupsko”.
Ubrałam na swoje nogi czarne Conversy, wzięłam czarną torbę na ramię i sprawdzając szybko, czy wszystko wzięliśmy, wyszłam z pomieszczenia zamykając po sobie drzwi. Założyłam na twarz czarne okulary przeciwsłoneczne i związałam po drodze, swoje długie, kręcone włosy. Usłyszałam jak mulat mówi do siebie pod nosem „Musimy coś z tym zrobić.” Ale puściłam tą uwagę mimo uszu, bo stwierdziłam, że nic szczególnego nie znaczy. Wsiedliśmy w jakiś zapchany ludźmi autobus i dojechaliśmy na lotnisko.
Wypadłam z pojazdu łapiąc mocno i gwałtownie oddech „Jednak siedzenie w autobusie z chmarą spoconych ludzi, nie sprzyja oddychaniu...”. Nie dane było mi długo odpocząć i pooddychać, bo chwilę później poczułam stalowy uścisk ręki Zayna na moim ramieniu, i zostałam pociągnięta w kierunku lotniska. „Kurwa, czy on musi być zawsze taki niedelikatny?”
- Umiem sama chodzić. Nie musisz mnie prowadzić za rączkę, ani ciągnąć –fuknęłam zła w stronę mulata, kiedy stanęliśmy w kolejce do kasy z biletami.
- Umiesz? – spytał jakby był zaskoczony – Czasem mi się wydaje, że jesteś małym, rozwydrzonym bachorem – powiedział przyjmując minę zwycięzcy.
„Czyżby 1:1 dla Zayna?”
Dobra, przyznaję... Nie jestem jedną z tych ‘grzecznych i ułożonych’ córeczek, ale co on o tym może wiedzieć? Nie wie, jak to jest był córką prezydenta i nie ma o tym najmniejszego pojęcia. To, że jestem zbuntowana, to nie znaczy, że nie mam do tego powodów... Dzięki temu, mogę czasem zrobić coś, co wykracza za moje obowiązki, i niekoniecznie jest dozwolone. Nie zawsze jest to pochwalane, ale często jest mi odpuszczane, ze względu na mój ‘nienormalny i zbuntowany charakter’. Wszyscy w pałacu prezydenckim wiedzą, że jak mam swoje humory, to potrafię być agresywna, dlatego nie próbują mi się przeciwstawiać za nadto, a ten człowiek działa mi już na nerwy!
Doszliśmy do kas i blondynka w średnim wieku, spytała dokąd lecimy i jakie bilety chcemy. Widać było, jak gapi się na Zayna, który niezaprzeczalnie z nią kokietował.
- Jakby pani – popatrzył na jej plakietkę, przypiętą na lewej piersi – Caroline. Piękne imię – puścił do niej oczko, na co ona się zaczerwieniła, a ja przewróciłam tylko oczami, błagając niebiosa o trochę kontroli. – A więc, jakbyś była taka dobra Caroline, poproszę dla siebie i tej pani dwa bilety do Londynu – posłał jej kokieteryjny uśmiech, a ja widząc jej reakcję, zdziwiłam się, że jeszcze nie zemdlała. „Boże... błagam Cię... zaraz się zerzygam” powiedziałam w myślach i zwróciłam swoją głowę znów w kierunku przesłodzonej blondyneczki z wydętymi ustami i dużym dekoltem, która właśnie wklepywała dane w komputer.
Nie minęły 3 minuty, kiedy kobieta podawała nam dwa bilety, a Zayn zapłacił daną kwotę. Widziałam jak odchodząc z kas, puścił do niej oczko i uśmiechnął się w jakiś teoretycznie ‘uwodzicielski’ sposób. Szczerze? Dla mnie w tym uśmiechu nie było zupełnie nic pociągającego, czy uwodzicielskiego, ale okej.
Usadowiłam się na wygodnym fotelu, a zaraz obok mnie usiadł czarnowłosy. „No ten fotel na pewno wygodniejszy byłby bez niego...” Lecieliśmy jak na córkę prezydenta przystało, pierwszą klasą. „W końcu coś normalnego...” Po chwili podeszła do nas ruda, wymalowana stewardessa i spytała, czy coś nam podać.
- Ja poproszę kanapkę i mocną kawę – powiedziałam i odwróciłam się do okna. „Przez tego debila, to nawet nie zdążyłam nic zjeść, ani kupić...” W końcu samolot wzbił się w powietrze i  po jakimś czasie lecieliśmy nad kłębiastymi chmurami. Uwielbiałam ten widok, tak samo, jak widok miasta z lotu ptaka. Wszystko wydawało się być tak małe, ale za razem można było zauważyć ogrom gór, szerokość dużych miast, w nocy całe oświetlenie składało się na małe świecące punkciki.

***

Wylądowaliśmy w Londynie na Heathrow. Żałowałam, że nie zdążyłam się wyspać w samolocie, ale podziwianie tych wszystkich widoków, było zdecydowanie tego warte. Jakimś starym autobusem dotarliśmy na obrzeża miasta. „Jeżeli to zadupie nie było już w ogóle poza miastem...” Nawet nie wiem gdzie w końcu wysiedliśmy i szliśmy długą drogą, prowadzącą przez las. Zastanawiałam się, gdzie Zayn chce tym razem przenocować... Może chce się zaszyć gdzieś w lesie i spędzić następne kilka dni w namiocie? Na samą myśl mną wzdrygnęło. Spać na twardej ziemi ze świadomością, że dookoła ciebie znajduje się mnóstwo wszelakiego robactwa... Ugh!
- Co my w lesie na drzewie będziemy spać? – spytałam kąśliwie.
- Ja będę spał w domku letniskowym moich znajomych. Jak wolisz drzewo, to droga wolna, nikt nie każe ci iść ze mną – prychnął w odpowiedzi i szedł dalej przed siebie. Bolały mnie już porządnie nogi, ale stwierdziłam, że nie powiem tego na głos. To by było zdecydowanie żałosne.
W końcu po kilku kilometrach, które przeszliśmy, pojawiło się jakieś zabudowanie w zasięgu wzroku. Odetchnęłam z ulgą i poprawiając torbę na ramieniu, przyśpieszyłam kroku. Nie mogłam się doczekać, aż tam wejdę, w końcu się wykąpię i położę na łóżku, przesypiając pół dnia. To była zdecydowanie kusząca wizja spędzenia następnych kilku godzin.
Weszliśmy do środka drewnianego domku. Od samego wejścia znajdował się duży, przestronny salon z kanapą, kominkiem i telewizorem. Po lewej naprzeciwko znajdywała się odgrodzona wyspą kuchenną i blatem kuchnia, a po prawej drzwi do łazienki. Pomiędzy kuchnią a łazienką znajdywały się drewniane schody, prowadzące na górę.

Bez żadnego zastanowienia udałam się na górę i znajdując jeden z pokoi rozłożyłam się na łóżku i przymknęłam oczy. „Może to nie prezydenckie warunki, ale są na pewno sto razy lepsze niż ten ostatni hotel...”- westchnęłam, czując, jak moje mięśnie w końcu się odprężają. Niechętnie wstałam i biorąc ze sobą czyste ubrania, których miałam przy sobie coraz mniej, udałam się do łazienki, znajdującej się na piętrze. Weszłam pod prysznic i rozkoszowałam się letnim strumieniem wody, chłostającym moją brudną, opaloną skórę. Wymyłam się porządnie, umyłam swoje długie włosy i wyszłam spod prysznica opatulając się dużym, białym ręcznikiem, który znalazłam w jednej z wielu szafek. Wytarłam się i ubrałam czyste rzeczy. Zauważyłam, że w łazience stoi pralka, ale nie miałam najmniejszego pojęcia, jak się ją włącza. U mnie pranie zawsze robiły służące, więc nie musiałam się tym trudzić.
Ubrana, z ręcznikiem na głowie zeszłam na dół. Zauważyłam, że mulat robi coś w kuchni, więc udałam się w tamtym kierunku. Coś gotował, ale za dobrze, to, to nie wyglądało...
- Umiesz włączać pralkę? – spytałam prosto z mostu, na co w odpowiedzi dostałam tylko śmiech chłopaka.
- Tak, Veronico. Każdy chyba umie – parsknął śmiechem, a ja tylko zaczęłam go wrednie przedrzeźniać „Wkurwia mnie coraz bardziej...” – Czyżbyś miała z tym problem?
- Wyobraź sobie, że tak, idioto – warknęłam w odpowiedzi i patrzyłam na dziwny pomarańczowo-czerwony sos, który mulat nieudolnie przyrządzał i mieszał w garnku – Ty w ogóle umiesz gotować? – spytałam biorąc małą łyżeczkę i próbując sosu. - Łeee – jęknęłam – co to jest? Szczury tam gotowałeś, czy co?! – skrzywiłam się i zaczęłam wypluwać resztki sosu do zlewu.
- Sos do spaghetti – powiedział oburzony – Twój dzisiejszy obiad – dodał a ja momentalnie się przeraziłam „O nieee... ja tego nie tknę. Moje niedoczekanie!”
- Dobra. Mam propozycję – założyłam ręce na piersi i kontynuowałam – Ja ugotuję nam obiad, a ty zrobisz pranie. Stoi? – spytałam unosząc brew. Chłopak chyba wiedząc, że sam nie da rady ugotować niczego lepszego, momentalnie przystał na moją propozycję i puścił mnie do garnków.
Kolejna dziwna rzecz o mnie poza książkami? Uwielbiałam gotować. Od małego przesiadywałam często w kuchni, i czasem nawet wymyślając własne przepisy, gotowałam dla rodziców. Oczywiście z narastaniem mojej ‘fazy buntu’ robiłam to coraz rzadziej, ale nadal uwielbiałam przygotowywać różne dania.
Wylałam to coś, co Malik nazwał sosem i umyłam garnek. Przygotowałam wszystko według własnego przepisu, doprawiłam i ugotowałam makaron.  Już jakieś pół godziny później danie było gotowe i zajadaliśmy się nim ze smakiem, siedząc na tarasie.

Odłożyłam naczynia do zlewu i poszłam do siebie do pokoju. Zayn poinformował mnie, że idzie do lasu po trochę drewna na opał. Noce są tu podobno bardzo zimne. Gdy wiedziałam, że wyszedł i go nie ma, wyciągnęłam z ukrytego spodu w torbie pamiętnik i zaczęłam w nim opisywać moje przeżycia z kilku ostatnich dni... Oj, było co opisywać!





3 komentarze:

Anonimowy pisze...

Ale fajny pisz dalej :D

Anonimowy pisze...

Super!!!

Unknown pisze...

Świetne!

Prześlij komentarz

Dziękuję za każdy komentarz z osobna! <3