sobota, 16 listopada 2013

Rozdział 21

*Retrospekcja*

- Hej Harry – przywitałam się z chłopakiem krótkim pocałunkiem.
- Cześć – chłopak oderwał się ode mnie i popatrzył na mnie chłodnym wzrokiem. Było w nim coś dziwnego... był inny. Jakby pozbawiony uczuć? Zdenerwowany? Tylko czemu?
- Co się stało, kochanie? – spytałam gładząc jego policzki dłońmi i wpatrując się w niego z niezrozumieniem. – Harry, wiesz przecież, że możesz mi wszystko powiedzieć – chłopak zacisnął szczękę, przymykając oczy i łapiąc moje nadgarstki w żelaznym uścisku. Odsunął je od swojej twarzy, ale nie puścił. Skrzywiłam się z bólu. – Harry, co się dzieje? Puść mnie! To boli! – jęknęłam próbując wyrwać się z jego uścisku. 
- Zamknij się! - chłopak warknął zdenerwowany i nie puszczając mnie, pociągnął za sobą. Czułam jak serce niemiłosiernie szybko i boleśnie bije w mojej klatce piersiowej. Za nic nie mogłam pojąc tego, co właściwie się dzieje... Wyszliśmy na zewnątrz. Chłopak siłą wepchnął mnie do samochodu i sam zajął miejsce kierowcy. 
- Harry, co się dzi... - brunet nie dał mi dokończyć, tylko złapał boleśnie mój podbródek przybliżając się do mnie.
- Ani słowa, zrozumiano? Jeśli piśniesz cokolwiek, to będzie tylko gorzej, obiecuję. - syknął mi w twarz i popchnął mnie z powrotem na siedzenie. Sam odpalił silnik i zaczął jechać w nieznanym mi kierunku. 
Czułam jak moje ciało trzęsie się ze strachu. Zaczęłam rozważać jakąkolwiek drogę ucieczki. Może jeśli powiem mu, że jest mi niedobrze, to zjedziemy na stację benzynową i wykorzystując to, pobiegnę poprosić o pomoc? Kogo ja oszukuję... na tym zadupiu nie ma żadnej stacji benzynowej. Popatrzyłam na klamkę od drzwi z mojej strony. Chłopak momentalnie to zauważył.
- Nie robiłbym tego. Zresztą i tak Ci to nic nie da, bo na te drzwi założona jest specjalna blokada, dzięki której można je otworzyć tylko z tamtej strony - prychnął zadowolony pod nosem i skręcił samochód pod jakiś stary, opuszczony dom. "Jak Boga kocham, zaraz tego wszystkiego nie wytrzymam!" Harry zaparkował i wysiadł z samochodu, podchodząc od mojej strony. Otworzył moje drzwi i czekał aż wyjdę. Nie ruszyłam się ani o milimetr. Siedziałam uparcie wpatrzona w jakiś punkt przede mną i nie reagowałam na jego osobę.
- Wyłaź - syknął zirytowany i gdy nadal nie reagowałam, chwycił mnie za ramię i szarpnął, wyciągając tym samym z samochodu. Próbowałam mu się wyszarpać, ale nie dałam rady. On dzięki temu tylko zacieśnił swoje ręce na moim ramieniu, żebym mu nie uciekła. Pociągnął mnie w stronę opuszczonego budynku i weszliśmy na górę. Byłam coraz bardziej przerażona tym co się dzieje. Czułam jak moje oczy robią się wilgotne pod wpływem łez, powoli zaczynających spływać po moich policzkach. Nie wiedziałam nawet czego mogę się spodziewać. Weszliśmy do jednego z pokoi. Chłopak pchnął mnie na materac a sam zaczął odpinając pasek swoich spodni. 
- To będzie szybkie kotku, ale nie obiecuje, że będzie bezbolesne - obrzydliwy uśmiech zagościł na jego twarzy a wszystkie mięśnie w moim ciele spięły się, powodując, że nie mogłam się ruszyć. "Anne. To jest twoja ostatnia szansa!" dopingowałam się w myślach. Wstałam i próbowałam wybiec z pomieszczenia. Na marne. Harry był szybszy i złapał mnie jeszcze przed drzwiami. 
- Co ty sobie wyobrażasz, dziwko?! Że mi uciekniesz? O niee... tak nie będzie syknął i ponownie wylądowałam na materacu. - Widzę, że jesteś niegrzeczną dziewczynką... lubię takie - uśmiechnął się cynicznie - Będzie jeszcze fajniej - powiedział jakby sam do siebie i wyciągnął ze szlufek swoich spodni skórzany pasek. - Ciekawe jak z tym sobie poradzisz - chwycił moje nadgarstki i związał je paskiem. Usiadł na mnie okrakiem i zaczął agresywnie mnie całować i rozbierać. "Boże proszę..." jęknęłam w myślach. Chciałam krzyczeć, ale wiedziałam, że i tak mnie nikt nie usłyszy, a dla mnie będzie gorzej. Chciałam, żeby to był tylko zły sen... tak cholernie chciałam. Ale nie był. To była brutalna rzeczywistość...

*

Lekarka wypisała mnie już w tym samym dniu wieczorem. Byłam przez chwilę u Anne, ale dziewczyna spała po silnych lekach, które jej dali. Nadal była nieźle wykończona po tym, co zrobił jej Harry. Nie mogłam pomieścić tego w głowie... wiedziałam, że Harry nie był ani trochę prawdziwy ani normalny w tym ‘związku’, ale żeby posunął się aż do czegoś takiego? Nie... po prostu nie mogę sobie tego wyobrazić. „Albo po prostu nie chcę”

Wróciłam do domu. Tak właściwie to Zayn mnie odwiózł. Proponowałam mu, żeby został, ale powiedział, że musi jeszcze coś załatwić. Sięgnęłam po klucze od bocznych drzwi i przekręcając klucz w zamku, weszłam do środka.

W całym pomieszczeniu panował mrok. Na zewnątrz było już całkowicie ciemno, a w środku jedynym oświetleniem była mała lampka świecąca się w holu. Weszłam ostrożnie po schodach, żeby nie wydawać jakiś niepotrzebnych dźwięków. Lepiej, żeby Mark nie wiedział, że dopiero teraz wróciłam do domu...

Miałam przekroczyć ostatni próg, kiedy usłyszałam jakieś głosy. Cicha rozmowa, którą prowadziło dwóch mężczyzn. Jeden z tych głosów poznawałam doskonale. Należał do Marka. Jednak drugiego nie byłam do końca pewna. Wychyliłam się zza rogu, tak, żeby nikt mnie nie zauważył i przyjrzałam się im. Harry. Gdy go zobaczyłam, miałam szczerą ochotę, żeby tam podejść i mu coś zrobić. Odkąd próbował się do mnie dobrać i zrobił to Anne, był u mnie na mojej najczarniejszej liście z możliwych, zaraz po Marku.

Mówili coś do siebie i ku mojemu zdziwieniu, nie mówili tego tak cicho, że nic nie słyszałam... wręcz przeciwnie. Słyszałam wszystko. Schowałam się z powrotem za ścianą i zaczęłam przysłuchiwać się ich rozmowie.

- Ją się nie trzeba już przejmować... leży w szpitalu.

- Teraz tylko trzeba zająć się Veronicą. Mogę w tym wypadku również na Ciebie liczyć?

- Mam się wziąć za twoją córkę? Z wielką chęcią... już kiedyś próbowałem, ale mi się wymknęła. Podoba mi się ten jej wredny charakterek – dokończył a ja zassałam powietrze, czując jak powoli zaczyna mi go brakować. „Boże... musisz stąd wiać, Ronnie!”

- Dobrze, bierz sobie ją jak chcesz. Przyda jej się trochę dyscypliny. Ale jej nie skatuj zanadto. Trzeba potem to jakoś zatuszować, żeby poprowadzić trop dochodzenia na tego młodego... jak mu jest... Tomlinsona! Pamiętaj. Musimy mieć wszystko pod kontrolą, żeby zajęli się tym, a nie deptali mi po piętach w sprawie Richarda.

- Da się załatwić szefie – Harry dokończył i słyszałam jak powoli odchodzi. „Cholera!” Właśnie zmierza w moim kierunku a ja stoję jak ta głupia i nie wiem co zrobić. Obejrzałam się gwałtowanie na wszystkie strony i szybko wbiegłam za długą, aż do ziemi zasłonę, na pół-piętrowej okiennicy. Słyszałam, jak jest coraz bliżej. Wstrzymałam oddech. Przeszedł... uff... mieć takie szczęście, to aż niespotykane.

Wyszłam z kryjówki i wbiegłam po schodach na górę. Natknęłam się na coś, a raczej na kogoś. Podniosłam głowę do góry i zobaczyłam chłodną twarz Marka.

- Co robisz tu o tej porze? – spytał zirytowanym i równie chłodnym głosem.

- To nie jest twoja sprawa – warknęłam. – Odkąd Cię to interesuje?!

- Odkąd wiesz o tym, że jesteś moją córką i masz się mnie słuchać! – krzyknął tak głośno, że jego głos odbił się echem od ścian.

- To nadal udawaj tą troskę, a ja nadal nie będę Ci się z niczego tłumaczyć. I wypchaj się tym stwierdzeniem, że jesteś moim ojcem, bo posiadałam tylko jednego. I właśnie przez Ciebie leży kilka metrów pod ziemią. Martwy – syknęłam mu prosto w twarz i jak nic, odwróciłam się i udałam do swojego pokoju.

Wpadłam do pomieszczenia jak huragan. Wyciągnęłam z szafy dużą torbę i schowałam w niej najpotrzebniejsze rzeczy. Sorry, ale jeśli Mark myśli, że ja tu zostanę pisząc się na własną tragedię lub nawet śmierć, to przepraszam, ale nie. Wyciągnęłam z kieszeni komórkę i napisałam szybko sms’a do Zayna, żeby po mnie przyjechał. Wyciągnęłam z szuflady jakąś kartkę i długopis i napisałam do mamy wiadomość.

Wyjechałam na jakiś czas. Proszę, nie szukaj mnie. Jestem bezpieczna.
                                                                                                                            V.

Zawiesiłam torbę na ramieniu i wyszłam cicho z pokoju. Rozglądnęłam się na boki i upewniwszy się, że teren jest czysty, poszłam pod pokój mamy. Nacisnęłam delikatnie klamkę i weszłam do środka. Mama spała. Jedyne co było słychać w pokoju, to jej spokojny oddech. Podeszłam do stolika nocnego i położyłam na nim kartkę. Uśmiechnęłam się na widok rodzicielki i pocałowałam ją delikatnie w czoło.

- Kocham Cię mamo – szepnęłam i jeszcze raz patrząc na nią wyszłam z pomieszczenia, cicho zamykając za sobą drzwi. Zeszłam na dół i wyszłam tylnymi drzwiami. Poszłam jedną ze ścieżek, przez ogród i dostałam się do mojego tajnego przejścia, którym zawsze wymykałam się za młodu z pałacu prezydenckiego. O tej porze brama jest już na pewno zamknięta i najprawdopodobniej ktoś z ochrony jej pilnuje. Lepiej nie ryzykować...

Przeszłam przez zarośla, które lekko mówiąc, trochę poharatały moją skórę i nie dziwiłabym się, gdyby w moich włosach znajdowało się kilka liści. Doszłam do dziury w ogrodzeniu. Cóż... ostatnio, jak z niej korzystałam, byłam trochę mniejsza... zaczęłam się przez nią przeciskać i syknęłam pod nosem, kiedy małe pręciki, które nie były obcięte, przejechały po mojej skórze na ręce i w kilku innych miejscach, zostawiając szczypiące przecięcia. Trudno. Trzeba iść dalej.

Gdy w końcu udało mi się wyjść, chwyciłam torbę i pobiegłam do miejsca w które zwykle przyjeżdżał po mnie Zayn. Stał tam. Opierał się nonszalancko o maskę czarnego samochodu. Ubrany był w czarne spodnie, białą koszulkę, opinającą jego klatkę piersiową i czarną skórzaną kurtkę. Chyba nie skłamałabym, mówiąc, że wyglądał naprawdę gorąco.

- Hej kotku, co się stało? – nic mu nie odpowiedziałam, tylko podeszłam do niego i wtuliłam się w jego klatkę piersiową. Chyba miałam dość wrażeń na dziś. Wdychając tak dobrze znany mi zapach, trochę się uspokoiłam.

- Proszę, weź mnie stąd – szepnęłam i poczułam jak chłopak powoli odsuwa się ode mnie i otwiera drzwi od strony pasażera.

- Wskakuj – uśmiechnął się. – I załóż to – ściągnął z siebie skórzaną kurtkę i mi ją podał. To było miłe z jego strony, bo cóż... nie okłamując się, na zewnątrz było trochę zimno, a ja byłam w samym podkoszulku.

*

Dojechaliśmy do jego domu. Teoretycznie byłam tam kilka razy, ale praktycznie, poza tym, gdzie znajduje się jego pokój, salon, kuchnia i łazienka, nie wiedziałam o tym domu nic. A z pewnością, swoją wielkością nie przypominał takiego, w którym znajdowałyby się tylko cztery pomieszczenia...

Weszliśmy na górę. Rozpakowałam z torby kilka potrzebnych rzeczy i powiadamiając o tym Zayna, poszłam się wykąpać. Puściłam wodę do wanny i ściągnęłam ubrania. Podeszłam do lustra i zaczęłam oglądać szramy po moim dzisiejszym przechodzeniu, przez dziurę w ogrodzeniu. Cóż... wyglądały trochę gorzej niż myślałam, ale nie było tragedii. Poza kilkoma na przedramionach, i ramionach, były też na plecach, te najgorsze i najbardziej widoczne. „Pewnie musiała mi się podwinąć koszulka...”  - Ze mnie to zawsze jest taka sierota i kaleka – westchnęłam pod nosem oglądając przecięcia.

Zakręciłam wodę i weszłam powoli do przyjemnie gorącej wody. Obtarcia skóry i małe ranki na początku nieźle szczypały, w zetknięciu z wodą, ale po chwili przestały i mogłam się relaksować w ciepłej wodzie, pachnącej jakimś olejkiem do kąpieli z dużą ilością piany. Usłyszałam ciche pukanie do drzwi.

- Proszę – krzyknęłam i drewniane drzwi powoli się otworzyły. Do łazienki wszedł Zayn z parującym kubkiem, który mi podał. – Co to jest? – spytałam odbierając od niego naczynie.

- Gorąca czekolada – chłopak nieśmiało się uśmiechnął. Wziął stołek, stojący pod umywalką i usiadł na nim.

- Jesteś pewien, że się nie otruję? – spytałam unosząc brew do góry. – Z tego co ostatnio pamiętam, to nie potrafiłeś nic ugotować...

- Zrobienie gorącej czekolady i dobrej kawy, to chyba jedyne rzeczy, które perfekcyjnie mi wychodzą w kuchni... jeżeli nie jedyne, które umiem w niej zrobić, nie wysadzając czegoś, lub nie spalając garnków – wyszczerzył śnieżnobiałe zęby w szerokim uśmiechu i założył ręce na piersi. Zaśmiałam się cicho i upiłam łyk napoju. Hmm... co by nie powiedzieć o jego umiejętnościach, to czekolada faktycznie była pyszna. – A teraz lepiej opowiadaj, co się stało?

- Umm... nic. Co się miało stać? – spytałam nerwowo przygryzając wargę.

- Chcesz mi powiedzieć, że tak zupełnie przypadkiem, prosisz w środku nocy, żebym po ciebie przyjechał i cię stamtąd wziął? Jakoś mi się w to nie chce wierzyć...

- Nie... – westchnęłam cicho, spuszczając głowę.

- Więc? Powiesz mi, o co tak naprawdę chodzi?

- Dobrze, ale obiecaj, że nie zrobisz nic głupiego – popatrzyłam na niego, czekając, aż mi to obieca. Nie chciałam, żeby pod wpływem emocji chciał coś takiego nie daj Boże załatwiać, czy dorwać Harrego, lub Marka... to mogłoby się tylko źle skończyć.

Opowiedziałam chłopakowi wszystko co usłyszałam. Był nieźle wkurwiony, ale na szczęście, kiedy zaczął się nakręcać na cokolwiek, przypomniałam mu o złożonej przez niego obietnicy.

- Dobrze. Ale pamiętaj. Jeśli ten gnój kiedykolwiek cię choćby tknie, to go tak zmasakruje, że własna matka go nie pozna. – syknął zaciskając ręce w pięści i chodząc w kółko po łazience.

- Zayn... boję się o Louisa... Mark jakkolwiek, chce odsunąć od siebie podejrzenia. Nie cofnie się przed niczym, żeby wybuchła jakakolwiek inna afera w pobliżu i żeby przestali wokół niego węszyć. Co jeśli... – pod sam koniec głos mi się załamał, i zaczęłam sobie znów wyobrażać najgorsze. Przez ostatnie miesiące nauczyłam się jednego. Ten człowiek jest zdolny do dosłownie wszystkiego.

- Ronnie, wszystko będzie w porządku – chłopak kucnął przy wannie. – Jutro pojedziemy do Louisa i coś wymyślimy. A teraz kończ już tą kąpiel i chodź spać, dobrze? – spytał patrząc na mnie swoim przenikliwym wzrokiem. Pokiwałam twierdząco głową a chłopak uśmiechnął się i wstał. Wziął pusty kubek po gorącej czekoladzie i wyszedł z łazienki zostawiając mnie samą ze swoimi myślami.

Wyszłam z wanny i owinęłam się dużym ręcznikiem. Umyłam zęby, rozczesałam włosy i poszłam do pokoju. Zayn leżał na łóżku w samych spodenkach a ja zastanawiałam się, za jakie grzechy ja muszę to oglądać? Czy on robi to specjalnie?!

- Umm.. nie jest Ci zimno? – spytałam niepewnie, podchodząc do szafy i szukając w torbie czegoś wygodnego do spania.

- Nie... jest okej – rozbawiony głos chłopaka upewnił mnie w przekonaniu, że domyśla się, czemu o to pytam. – A co? – spytał niewinnie.

- Nic – westchnęłam i wyciągnęłam z szafy króciutkie, czarne, materiałowe szorty, ledwo zasłaniające moje pośladki i niebieską bokserkę. Poszłam znów do łazienki i szybko się w nie przebrałam. Wróciłam do pokoju. Zayn nadal leżał w tej samej pozycji, tylko tym razem, nie robił niczego na komórce, tylko przyglądał się mojej osobie.

- Wow... skarbie. Wyglądasz w tym lepiej, niż w samym ręczniku – zagwizdał nie spuszczając ze mnie wzroku. Podeszłam do łóżka i usiadłam mu na nogach, obejmując rękami jego szyję. Chłopak położył dłonie na moich plecach. Przeszedł mnie bolesny dreszcz w miejscu, gdzie miałam poprzecinaną skórę. Syknęłam cicho z bólu i skrzywiłam się w grymasie.

- Co się stało? – spytał trochę spanikowany chłopak i momentalnie oderwał z tamtego miejsca ręce. – Odwróć się – nakazał a ja wykonałam jego polecenie i usiadłam tyłem do niego. Chłopak podniósł moją koszulkę i zaczął przyglądać się ranom. Przytrzymałam bluzkę na wysokości moich piersi i skrzywiłam się lekko, kiedy przejechał delikatnie po rozcięciach na skórze.

- Skąd Ty to masz? – spytał.

- Mały wpadek przy pracy. Jak uciekałam z domu, to trochę się poharatałam przechodząc przez krzaki i przejście w ogrodzeniu. Nic wielkiego... kilka zadrapań – wzruszyłam ramionami.

- Czemu mi nie powiedziałaś, przecież można było to posmarować maścią przyśpieszającą gojenie... – westchnął i wstał z łóżka, kierując się do łazienki. – Poczekaj tu chwilę. – powiedział i po chwili wrócił z jakąś tubką i posmarował mi jej zawartością kawałek pleców. – Masz gdzieś jeszcze jakieś? – spytał  a ja założyłam spowrotem koszulkę i odwróciłam się do niego. Pokazałam mu kilka zadrapań na przedramionach, które również posmarował. Uśmiechnął się do mnie i odłożył tubkę na stolik nocny. Popatrzył na mój brzuch i pokiwał z niedowierzaniem głową – Patrz jaka ta twoja mama jest czasem nieodpowiedzialna...

- Ja wcale nie jestem nieodpowiedzialna! – wystawiłam mu język. – Roztrzepana, i szalona, owszem. Ale nie nieodpowiedzialna. – fuknęłam udając obrażenie i położyłam się na łóżku. Chłopak zawisł nade mną z twarzą kilka centymetrów od mojej.

- Nie obrażaj się kotku - powiedział patrząc się raz w moje oczy a raz na moje usta.

- Czemu miałabym tego nie zrobić? – spytałam unosząc pytająco brew.

- Mam Cię zacząć przekonywać, dlaczego? – spytał rozbawiony.

- Po prostu mnie pocałuj, idioto – przewróciłam oczami i poczułam jak chłopak zachłannie wpija się w moje usta. Położyłam dłoń na jego karku, wplątując palce w miękkie włosy.

- To do Ciebie przemawia?

- Hmm... czy ja wiem... nic nadzwyczajnego – westchnęłam pod nosem.

- Tak? To teraz zobaczymy! – mruknął ponętnie.



Od Autorki: Przepraszam, przepraszam, przepraszam... nie wiem ile mam przepraszać za tą moją zwłokę. Wena ostatnio mnie opuściła i mam 'pisarskiego doła'. Miejmy nadzieję, że teraz już odpuści i nie bedziecie musieli czekać tyle czasu na rozdział. Xx.

11 komentarzy:

Anonimowy pisze...

Kocham, Kocham , Kocham....TEN Roździał! Życzę dużoo wenyy!!!xx

Anonimowy pisze...

Super rozdzial.^^ masz talent.xx Czekam nn, pozdrawiam i weny zycze @PauuuLka

Anonimowy pisze...

Super rozdzial.^^ masz talent.xx Czekam nn, pozdrawiam i weny zycze @PauuuLka

kate093 pisze...

Powinnam się obrazić, że zakończyłaś ten rozdział w takim miejscu. I dlaczego ja nic nie wiem o nowych rozdziałach, jak ja to przegapuję? :(
Harry, Harry, Harry... Normalnie najmilszy, najbardziej poczciwy chłopak w całym zespole. A tutaj? Ble. Psujesz mi jego obrazem mój wszechświat :P Będziesz się przez to w piekle smażyć, zobaczysz! Zdecydowanie bardziej wolę Liama-gangstera :P
Buziaki <3

Unknown pisze...

Hej ! Nominowałam cię do Libsten Awards :D więcej informacji znajdziesz na http://one-direction-love-trouble.blogspot.com/2013/12/libsten-awards.html :D :) ♥ :*

♥Mrs.Tommo♥

Anonimowy pisze...

jejku , czemu nie piszesz dalej ? ; c to opowiadanie jest cudowne , moje ulubione <3

Anonimowy pisze...

pisz dalej ;*

Anonimowy pisze...

Niesamowity blog *_*
Dlaczego? Jest wiele powodów. Jednym z nich jest Zayn odgrywający tutaj czołowa rolę ze wszystkich członków 1D - uwielbiam kiedy tak jest. Kolejny - mega wciągająca i zaskakująca fabuła orwz wiele zwrotów akcji. I najważniejsze - wielka miłość i niezawodna przyjaźń ...
Masz naprawdę niesamowity talent i mam nadzieję, że jeszcze nie raz będę czytała coś Twojego autorstwa ;*
...am nadzieję, że po tak dużej przerwie Twoja wena do Cb wróciła i zaskoczysz nas nowym rozdziałem_czekamy ^^
/ Lidka :)

greenapple pisze...

Ogromnie dziękuję za wszytskie komantarze!
Co do nowych rozdziałów, to musicie poczakać, aż skończę wczesniejszego bloga i wtedy potaram się wrócić do kończenia tego. Naprawdę ogromnie przepraszam za tak dużą przerwę :(
Mam nadzieję, że choć część z was mi to wybaczy i nie będzie zawiedziona zakończeniem historii Ronnie i Zayna :)
Pozdrawiam wszystkich gorąco! Xx.

Anonimowy pisze...

Długo jeszcze...? :(

Unknown pisze...

Masz na prawde ciekawego bloga ale jesli go zepsujesz to sple ci dom. Jesli nie wiesz co napisac i przesladuje brak weny to nie pisz bo mozesz zepsuc calego bloga!!!
I taka uwaga do nie ktorych rozdzialow: pisz zamiast "za niedlugo" po prostu "niedlugo".
Poz. ;***

~ruda

Prześlij komentarz

Dziękuję za każdy komentarz z osobna! <3