sobota, 14 września 2013

Rozdział 6

Chłopak zdawał się być nieźle obcykany jeżeli chodzi o broń. Z nadzwyczajną swobodą chodził pomiędzy półkami i oglądał pistolety. Ja bałabym się dotknąć czegoś takiego, co dopiero wziąć do ręki i używać...

- To czego potrzebujesz dokładnie Zayn? – Liam spytał, chodząc za nim z rękami w kieszeniach i oglądając dokładnie, to co oglądał mulat.

- Hmm... – chłopak zamyślił się na chwilę – tego colta i amunicję plus kilka magazynków do mojego służbowego – powiedział oglądając jeden z pistoletów.

- Jasne. Amunicja do colta jest tam – wskazał na czarny kuferek leżący obok Zayna – Zaraz Ci przyniosę magazynki do twojego – puścił oczko i wszedł przez kolejne drzwi „To są kolejne drzwi?!” Przyniósł Zaynowi magazynki i podał.

 - To co, jesteśmy kwita? – spytał z uśmiechem czarnowłosy, podczas gdy Liam podawał mu magazynki. Szczerze, to trochę przerażał mnie widok tej całej broni. Skąd Zayn miał w ogóle takie znajomości?! Czy mam zacząć się bać?

- Nie Zayn. Nigdy nie zdołam Ci się odpłacić. Mam u Ciebie dług do końca życia, więc jeśli tylko czegoś będziesz potrzebował, to wiesz gdzie mnie szukać – Liam powiedział całkiem poważnym głosem a uśmiech nie schodził z jego przyjaznej twarzy. Pomimo tego co powiedział brunet, nadal nie ogarniałam tej sytuacji. Jaki dług?

Popatrzyłam zdziwionym wzrokiem to na mulata, to na bruneta. Liam chyba w końcu zrozumiał moją niemą prośbę o jakiekolwiek, nawet najmniejsze wytłumaczenie.

- Zayn uratował mi kiedyś życie – powiedział pokrótce, na co przytaknęłam głową. „Lepsze takie wytłumaczenie, niż żadne...” Odpowiedź bruneta spotkała się ze śmiechem ze strony czarnowłosego.

- Żeby to raz... – westchnął Zayn, ładując w tym samym momencie magazynek w swoim służbowym pistolecie, na co lekko podskoczyłam przestraszona.
„Broń to zdecydowanie nic dla mnie...”

- Tak... ten człowiek ma doświadczenie w ratowaniu tyłków takich bogaczy jak ja – prychnął Liam, na co  miałam ochotę od razu przytaknąć i pokiwać głową, ale stwierdziłam, że lepiej się nie odzywać. Uśmiechnęłam się tylko, starając się, żeby wyglądało to jak najbardziej naturalnie i popatrzyłam na mulata, który posłał mi wymowne spojrzenie.

*

Wróciliśmy do salonu, gdzie usiedliśmy jeszcze na chwilę i rozmawialiśmy z brunetem.
A raczej Zayn rozmawiał, bo ja prawie nic z ich wymiany zdań nie rozumiałam. Słuchałam jednym uchem a myślami znów odpłynęłam gdzie indziej. Dopiero pytanie Liama, skierowane nie tylko do mulata, ale też do mnie, sprawiło, że 'wróciłam' na ziemię.

- To ile już jesteście razem? – to pytanie sprawiło, że zachłysnęłam się sokiem, który właśnie piłam i zaczęłam się krztusić. Mulat, który siedział obok mnie, momentalnie zareagował i poklepał mnie po plecach. Gdy podziałało, odwróciłam się w jego stronę i posłałam mu wdzięczny uśmiech.

Zlustrował moją twarz swoimi czekoladowymi oczami i znów ogarnęło mnie dziwne uczucie.
Zupełnie jak... podczas pocałunku. Wspomnienia naleciały niczym huragan, pustosząc po drodze wszystkie inne myśli. W mojej głowie przez ułamek sekundy nie było zupełnie nic, oprócz wspomnienia dotyku jego miękkich warg na moich, jego zapachu i w końcu jego samego.

„Boże, co się ze mną dzieje?”

Te kilka sekund, przez które wpatrywaliśmy się w siebie, to było zdecydowanie o sekundę za długo, bo nasze zachowanie spotkało się z dość głośnym odchrząknięciem Liama Na ten dźwięk oboje jak poparzeni odwróciliśmy się w stronę bruneta i widząc jego cwany uśmiech, który prawie bezgłośnie mówił „Widzę co się tu święci...” poczułam jak moje policzki się czerwienią.

- Tak zakochani, że nie są nawet w stanie odpowiedzieć... – Liam się zaśmiał cicho, na co Zayn od razu zareagował.

- Nie... my.. my nie jesteśmy razem – momentalnie zaprzeczył domysłom bruneta, mówiąc przy tym pewnym siebie głosem – Ja testem tylko i wyłącznie jej ochroniarzem – wytłumaczył, ale Liam odpowiedział mu tylko rozbawionym spojrzeniem i uśmiechem.

- Mhm... zapewne tylko – spotkaliśmy się z dezaprobatą z jego strony – Widzę jak na siebie patrzycie i nie jestem głupi. Jeszcze kiedyś wspomnicie moje słowa – zaśmiał się łagodnie, i za razem przyjaźnie.

We mnie się dosłownie gotowało. On sądzi, że Ja i Malik? Pff... przecież to niedorzeczne... my się 
 n i e n a w i d z i m y.

***


Śmiało mogłam powiedzieć, że te ‘podejrzenia’ Liama, tylko sprawiły, że chodziłam cały dzień zła jak osa. Malik do tego, jak zawsze swoim zachowaniem, podsycał mój humor.
Cóż, dzisiejszy dzień był na prawdę...dziwny, ale myślałam, że chociaż jeden będzie w miarę  n o r m a l n y.
Taa... mówić o normalności, podczas gdy ja z Malikiem jestem pod jednym dachem...
To się nie może udać.

Zatrzymaliśmy się w domu. Nie był to hotel, tylko jakiś dom. Nie wiedziałam nawet za bardzo do kogo należał, ale zapewne do kogoś znajomego Zayna, bo chłopak zdecydowanie pewnie poruszał się po jego wnętrzu, wiedząc gdzie co jest i gdzie co znajdzie.

Usłyszałam, jak drzwi się otwierają i zamarłam. Jakoś nie spodziewałam się tu nikogo, poza Malikiem i mną, więc odruchowo na ten dźwięk moje mięśnie się spięły.

Odgłos kroków w holu, stawał się coraz głośniejszy i coraz bliższy. Pomimo tego, że chłopak na pewno to słyszał, jakoś za bardzo się tym nie przejął. Siedział na kanapie i pisał coś na telefonie. Odwróciłam się gwałtownie w stronę wejścia do salonu i patrzyłam uważnie.

W wejściu stanęła wysoka, czarnowłosa dziewczyna. Cóż... była bardzo piękna. Jej kruczoczarne włosy opadały kaskadą na opalone ramiona, a paznokcie pomalowane na mocną, wyzywającą czerwień odznaczały się na trzymanych w ręku, papierowych torbach na zakupy. Dziewczyna zdawała się nie być zaskoczona naszą wizytą. Wręcz przeciwnie. Jej brzoskwiniowe usta, rozciągnęły się w szelmowskim uśmiechu, kiedy zobaczyła mulata.

Emanowało od niej coś niesamowitego... taka pewność siebie i seksowność. Po jej stroju, który widocznie opinał jej niesamowicie zgrabne ciało, widać było, że to lubi.
Lubi kiedy mężczyźni się za nią obracają i lubi wiedzieć, że jest w centrum zainteresowania. Na pierwszy rzut oka wyglądała na niesamowicie twardą i pewną siebie.

- Malik... skąd wiedziałam, że to Ty? – spytała mrucząc pod nosem, z ustami wykrzywionymi w uśmieszku.

- Cóż... mogłaś się tego spodziewać, skoro tylko ja mam klucze do Twojego domu – powiedział znacznie uśmiechnięty i wstał idąc w kierunku dziewczyny.

Kobieta odłożyła zakupy na bok i podeszła do mulata. W prawie każdym jej kroku było widać ukrytą zmysłowość. Poruszała się niczym pewna siebie kocica. Zresztą... to do niej niezwykle pasowało, biorąc pod uwagę jej ruchy, jej zielone oczy, w ogóle całą jej postawę.

Przywitali się w czułym uścisku... właśnie. Czułym. Kim właściwie oni dla siebie byli?

- Miło Cię widzieć, Carmen... nadal w dobrej formie – powiedział obserwując wzrokiem całe jej ciało. Uśmiechnął się nieco zawadiacko i gołym okiem widać było, że to nie są tylko zwykli znajomi. Na tą myśl moje wnętrzności ścisnęły się w dziwnym odruchu. Ciśnienie trochę mi się podniosło... reakcje mojego ciała były na prawdę dziwne...

- Tak... ostatnio jest mniej zleceń, ale jakoś daję radę – puściła mu oczko – Jak tam Malik, nadal zajmujesz się ratowaniem biednych dam z opresji? – uśmiechnęła się zwracając zwój zmysłowy wzrok na moją osobę.

- Poznaj, to jest Carmen – przedstawił mi szatynkę i dziewczyna podeszła do mnie i podała mi rękę – To jest Veronica.

- Miło mi Cię poznać – powiedziałam posyłając jej wymuszony wredny uśmieszek i siadając spowrotem na spowitej szarym materiałem kanapie. Nie wiem dlaczego, obecność tej dziewczyny działała mi na nerwy.

- Chcielibyśmy się tu zatrzymać na kilka dni, jeżeli nie byłoby problemu – poprosił dziewczynę mulat, na co ona odpowiedziała tylko jednym „jasne”.

***

Wieczorem, gdy zrobiło się już ciemno a my nie mieliśmy co robić, usiadłam na kanapie w salonie i zaczęłam czytać książkę. Zayn razem z czarnowłosą poszli na taras i rozmawiali zawzięcie o czymś. Nie interesowało mnie to, ale kiedy przez przypadek wyłowiłam podczas ich konwersacji moje imię, mimowolnie zaczęłam się bardziej przysłuchiwać temu, co mówią.

- To na prawdę ona? Ty sobie żartujesz Zayn? – powiedziała wzburzona Carmen i wstała z głośnym szurnięciem z krzesła. Zaczęła nerwowym krokiem chodzić w kółko po tarasie i zdawała się być czymś wystraszona. „Co takiego strasznego jest... we mnie?”

- Wiesz że mam wtyki? Wszyscy naokoło o tym gadają... to ONI jej szukają! – prawie krzyknęła, ale nadal starała się utrzymywać cichy ton wypowiedzi – Zayn, bardzo cię przepraszam, ale nie chce mieć z tym nic wspólnego... lepiej Ty też nie miej. Odczep się od tej dziewczyny czym prędzej, bo inaczej oboje nie przeżyjecie... proszę Cię Zayn – podeszła do niego i kucnęła przy nim biorąc jego ręce w swoje. Starała mu się popatrzyć w oczy, podczas gdy on miał spuszczoną głowę na dół – Chyba nie chcesz popełnić znów tych błędów? – spytała.

Czułam się na prawdę dziwnie. W sumie to chyba nie powinnam słyszeć tej rozmowy i ehh... sama nie wiem. Wiem jedno. Ona coś wiedziała... coś ważnego.
Przede wszystkim, wiedziała kto mnie szuka i to już było dla mnie ważne. Chyba jej nie doceniałam, ale ona na pewno nie była jakąś zwyczajną dziewczyną...

- Zayn. Nie chce, żeby stała Ci się krzywda, pamiętasz co było ostatnim razem? Pamiętasz ile osób wtedy zginęło? narobisz sobie sporych kłopotów, Zayn. Nie pakuj się w to... zostaw ją, oddaj im, albo zabij... zrób cokolwiek, tylko, żeby nie było tak jak dawniej – jęknęła błagalnie.

„Zostaw ją, oddaj im, albo zabij.”

Te słowa sprawiły, że zaschło mi w gardle. Boże... on przecież tego nie zrobi, prawda? W ogóle o co jej chodzi? Kto ma mnie znaleźć? O co chodzi z tym ‘ostatnim razem’?

Zaczęłam trząść się... nie z zimna, lecz ze strachu. Zimne nieprzyjemne ciarki przechodziły po moim kręgosłupie, tworząc na moich rękach 'gęsią skórkę'. Zaczęłam się na prawdę bać, jednak postanowiłam siedzieć dalej i słuchać o czym oni rozmawiają. Musiałam...

- Ty nic nie rozumiesz – warknął na nią mulat – Złożyłem obietnicę. To jest moje zadanie i mam zamiar je skończyć. Nie będę się wycofywał – powiedział chłodno.

- Ty jesteś głuchy, czy ślepy? Nie pamiętasz? Na prawdę nie pamiętasz ile strat ponieśliście ostatnio? Ile osób zginęło? – spytała już nie powstrzymując krzyku. Chwilę trwali w ciszy, a potem znów odezwała się normalnym, podejrzliwym głosem – Niee... ty nie jesteś głupi, tylko się zakochałeś – powiedziała po chwili namysłu – Zakochałeś się, naiwny... – jej gorzki śmiech wypełnił pomieszczenie – Przepraszam Cię Zayn, ale ja Ci w tej misji samobójczej nie pomogę – powiedziała sucho i wyszła niewzruszona z tarasu.

Pomimo emocji panujących naokoło, nie przeszkadzało jej to w zachowaniu zimnego profesjonalizmu i tego jej seksapilu, który ulatniał się z niej z każdym możliwym ruchem. Udała się do kuchni, a ja siedziałam jak wryta na kanapie i nie wiedziałam co zrobić...

Siedzieć i udawać, że niczego nie słyszałam? Pójść do Zayna, czy może zrobić to, co podpowiadała mi każda komórka i każdy mięsień w moim ciele, żeby po prostu stąd  wiać?

Ta sytuacja z dnia na dzień robi się coraz bardziej chora i poplątana, a ja czuję się w tym coraz bardziej samotna i zagubiona...

Zayn wyszedł z tarasu i nerwowym krokiem przeszedł przez salon i udał się do pokoju.
I co ja mam teraz zrobić... iść za nim? Powiedzieć, że wszystko wiem bo podsłuchiwałam? Nie... to by tylko pogorszyło sytuację. Chłopak i tak jest bardziej wkurwiony, niż mogłoby się zdawać.

- Veronica? – usłyszałam jego donośne wołanie z góry. Posłusznie wstałam i udałam się do pokoju. Gdy doszłam do niego, chłopak rzucił mi moją torbę i nerwowo zaczął pakować swoje rzeczy – Wyjeżdżamy stąd. – powiedział szorstkim, pewnym siebie głosem. Stałam jak oniemiała pod drzwiami z torbą w ręku i czekałam na jego dalsze ruchy.

Gdy schodziliśmy na dół, w salonie stała Carmen. Nie była zadowolona z wyboru czarnowłosego i to było widać gołym okiem.

- Przepraszam Zayn, ale ja nie mogę wam pomóc – powiedziała beznamiętnie, ale nie widziałam w tym żadnego żalu. Po prostu nie chciała brać za to swojej odpowiedzialności.

Nagle w całym domu rozległ się głośny huk wyważonych drzwi, które z wielkim hałasem spadły na ziemię. Gdy zobaczyłam za nimi kilku gości z pistoletami krew zaczęła szybciej krążyć a serce waliło jak oszalałe. Nie było tak jak podczas napadnięcia w domku w lesie. Teraźniejszy strasz, przewyższył wszystkie możliwe, szczególnie, kiedy po pomieszczeniu zaczęły świszczeć pociski lecące w naszą stronę.

5 komentarzy:

Anonimowy pisze...

OOOO!!! Pisz kolejne! To jest na maxa wciągające. Po prostu nie mogę się doczekać kolejnego!!!!:D

nat.ik pisze...

Bardzo lubię to, że tyle się dzieje :) Tu podpalenie, tam magazyn z bronią i zaraz znów goście z pistoletami ;) Kręcą mnie takie trochę sensacyjne historie i już nie mogę się doczekać co dalej wymyśliłaś :)
Nie to, że poganiam czy coś, ale Zayn mógłby potwierdzić przypuszczenia Carmen ;p
Z niecierpliwością oczekuję kontynuacji :)

Całusy <3
Xx.

Anonimowy pisze...

Zajebisty rozdział ♥Bardzo wyciągający pisz dalej ;*

Anonimowy pisze...

Zajebisty rozdział ♥Bardzo wyciągający pisz dalej ;*

Unknown pisze...

Kurcze... ty... nie mogę... sorry...zaniemówiłam...kurcze...

Prześlij komentarz

Dziękuję za każdy komentarz z osobna! <3